piątek, 24 października 2014

I to na tyle...

Niestety los płata nam figle... Faktycznie się przeprowadziłam choć w wielkiej kłótni i żalach musiałam opuścić miejsce mojego pobytu... Dokładnie wczoraj po południu... Praca też była fajna niestety dzień przed podpisaniem umowy dość poważnie zachorowałam i pani szefowa zatrudniła kogoś innego... Tak wiec z cudownych zmian o jakich pisałam jeszcze miesiąc temu mogę z czystym sumieniem zostawić narzeczonego i studia... Studia są okej choć niewiele na dzień dzisiejszy rozumiem... Jest tylko jeden plus tej sytuacji... mam nieodparte wrażenie ze moja więź z ukochanym jest coraz silniejsza... w kłótniach staliśmy po jednej stronie bo kłóciliśmy się nie z sobą jak to często bywało ale z współlokatorka. Byliśmy jednym frontem jeśli chodzi o finanse czy odmienne zdania. W grę wchodziły problemy dnia codziennego (jeśli chodzi o wspólne mieszkanie) takie jak :
-obiad o tej a nie innej godzinie,
-palenie w piecu (jeśli chciało się mieć ciepła wodę na kąpiel),
-pusty zlew wieczorem,
-robienie śniadania do pracy mojemu ukochanemu,
-wstawanie do pracy,
-oszczędzanie wody i prądu,
-pieniądze.
Z tymi wszystkimi problemami radziliśmy sobie zaskakująco dobrze. Przywykłam do tego że kładę się obok niego wieczorem. Że robię mu obiad na 14.00 żeby od razu po procy miał ciepły posiłek choć wcale tego nie wymagał jakoś bardzo. Właśnie tego mi będzie brakowało... Mojego ukochanego na co dzień.

Jest też trochę plusów... Chodzi o to, że my jeszcze jesteśmy młodzi... mamy swoje domy rodzinne i wcale nie musimy utrzymywać kogoś na boku a w tym przypadku chodziło o dodatkowe utrzymanie kobiety z dzieckiem. Za te pieniądze byłoby nas stać raz za czas pojechac na randkę... do kina, na kolacje, na zakupy. Moglibyśmy rozpieszczać siebie nawzajem a nie martwić sie o pampersy dla (mimo wszystko) cudzego dziecka. Kocham to dziecko! I nie mam zamiaru rezygnować z kontaktów z moja małą SABINKĄ (jeśli mi tylko na to pozwoli matka dziecka).

Dokładnie 3 dni temu minął rok odkąd jestem z moim narzeczonym. Styrani po procy i całym dniu z dzieckiem położyliśmy się spać i zasnęliśmy. Dopiero następnego dnia rano dosziśmy do wniosku, że dzień tak perfidnej rutyny jest wspaniałym przeżyciem pierwszej naszej rocznicy bo choć powszechnie taki dzień uchodzi za rutynę dla nas wciąż był nowym doświadczeniem. Ale niech za rok spróbuje zapomnieć to mu nogi z dupy powyrywam !
Po prostu go kocham ! Z każdym dniem coraz bardziej i bardziej. Aż jestem w szoku że JA tak moge jeszcze kogoś KOCHAĆ.


Pewnej nocy leżąc obok mojego mężczyzny obiecałam mu, że jeżeli będzie takim dobrym człowiekiem, partnerem, przyjacielem (i kochankiem) za rok naprawdę zaczniemy planować ślub <3
Ciekawe co z tego wyniknie ???