środa, 24 grudnia 2014

Fascynacja została fascynacją

Fascynacja pozostała fascynacją i trudno... nie chciałam na siłę czegoś tworzyć a chciałam się przekonać. Ale nadal mam przed sobą pełno marzeń i planów. Nie mam zamiaru rezygnować z siebie dla kogoś. Absolutnie nie potrzebuje faceta. Może ktoś tam gdzieś jest mi pisany... może... i tego będę się trzymać. Jeśli tam jest i jest mi przeznaczony to w końcu się spotkamy :) A teraz ?? Studia, praca, rodzina i Święta.


Jest kilka rzeczy które bym chciała zrobić... chciałabym się rozwijać... Chcę  każdego kolejnego dnia nauczyć się czegoś nowego. Może być to jedno słówko w obcym języku, jeden chwyt, odnaleźć nowy wiersz... zakochać sie w nowej piosence czy zrobić notatki na następne zajęcia. Nie chcę więcej przeżywać bezproduktywnych dni. Chcę żeby moje życie cos znaczyło.







W tej wersji (tej cudownej piosenki) zakochałam się ostatnimi czasy :)

środa, 10 grudnia 2014

Stara/Nowa fascynacja ?

Jakby mnie ktoś jeszcze niedawno zapytał jak będzie wyglądał następny rok mojego życia nie miałabym żadnych wątpliwości. Odpowiedziałabym, że moje życie wgl się nie zmieni... Że może zacznę już planować ślub... Że będę za wszelka cenę starać sie być szczęśliwa z moim ukochanym. Tak po prostu.

A tu proszę... Ile zmian... ile nowych planów... Życie się przede mną otworzyło... nowe perspektywy... nowe marzenia... inne aspiracje. Nie spodziewałam się tego...  Po ponad roku rozstałam się z moim facetem... Minęło już trochę czasu  jak jestem sama i wiecie co ?? Początek był bardzo ciężki... początek ? Pierwszy tydzień był koszmarem ... nie wychodziłam z łóżka cały czas płakałam... i tak bardzo chciałam wrócić... Ale on zaczął mnie nękać a ja zdałam sobie sprawę ze on nigdy się nie zmieni... Że ja go nie kocham... ze nie chce z nim być. Pierwszy raz od ponad roku wyszłam z kolegą na piwo... bez niego... bez jego ciągłych telefonów... tak po prostu sobie wyszłam bez jakichkolwiek kontroli.

Nie szukałam miłości... nie chciałam nikogo... nie chciałam patrzeć na facetów. Tyle złego mnie spotkało i tylu ludzi już ja skrzywdziłam ze czas odpocząć... i ja od nich i oni ode mnie.

Nieoczekiwanie jednak odezwała się moja dawna fascynacja (nie mówię miłość bo nie znaliśmy sie dobrze... totalna fascynacja wyglądem... kilka pocałunków... krótkie wyznanie miłości... kilka zamienionych maili i wiadomości i chłopak wyjechał... na wojnę...  było kilka telefonów z jego strony ale przez barierę językową po prostu przestałam odbierać i kontakt sie urwał a fascynacja została tylko fascynacją. Był tylko jeden plus tej historii. Przyrzekłam sobie wtedy że nauczę się języka.) Ten chłopak pisał co jakiś czas ale nie miałam zamiaru mu odpisywać ... czułam do niego słabość zawsze gdy spoglądałam na jego zdjęcie ale to była tylko króciuteńka przygoda i to wszystko było tak odległe i tak nieprawdopodobne, że nie chciałam sobie mydlić oczu... i mu też... 2 razy nawet pisał, ze przyjedzie ale wtedy byłam w stałym związku i nie zgodziłam sie na to.  Teraz ?? Kiedy napisał poczułam, ze nie mam nic do stracenia... że chcę go poznać bo co mi szkodzi ?? Moi przyjaciele są w rozjazdach... Jestem tu w sumie sama... Nauczyłam sie języka w stopniu komunikatywnym i dzięki temu możemy spokojnie porozmawiać o wszystkim. I rozmawiamy... przez skypa, przez telefon, przez fb... rozmawiamy cały dzień... i zaczynam się zachowywać jak głupia gówniara... motylki w brzuchy... nie chce mi się jeść, nie umiem zasnąć... i tylko czekam aż przyleci... nie mieszka aż tak daleko bo to tylko Anglia ale jednak... Musimy nasze wolne w pracy zsynchronizować... jest to niemały wyczyn... Ale teraz naprawdę wiem że chce zobaczyć... spróbować bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie... Chcę zobaczyć czy moja fascynacja zrodzi sie w coś więcej czy to tylko fascynacja... tak wiec poczekam na niego cierpliwie.. w miedzy czasie postaram się go poznać jak tylko sie da i zobaczymy co z tego będzie... Nie chcę na siłę szukać jakiejś miłości... po prostu chcę sprawdzić czy przez te lata on coś poczuł... a może ja coś poczuję ???

środa, 5 listopada 2014

AKE



"Czas, nie leczy ran.
To my w swych czynach uzdrawiamy
Nasze chore dusze,
Dzieci naszych lęków."




Prawda jest taka że pisać nic nie trzeba... 
Piosenka sama się broni 

Kocham <3

piątek, 24 października 2014

I to na tyle...

Niestety los płata nam figle... Faktycznie się przeprowadziłam choć w wielkiej kłótni i żalach musiałam opuścić miejsce mojego pobytu... Dokładnie wczoraj po południu... Praca też była fajna niestety dzień przed podpisaniem umowy dość poważnie zachorowałam i pani szefowa zatrudniła kogoś innego... Tak wiec z cudownych zmian o jakich pisałam jeszcze miesiąc temu mogę z czystym sumieniem zostawić narzeczonego i studia... Studia są okej choć niewiele na dzień dzisiejszy rozumiem... Jest tylko jeden plus tej sytuacji... mam nieodparte wrażenie ze moja więź z ukochanym jest coraz silniejsza... w kłótniach staliśmy po jednej stronie bo kłóciliśmy się nie z sobą jak to często bywało ale z współlokatorka. Byliśmy jednym frontem jeśli chodzi o finanse czy odmienne zdania. W grę wchodziły problemy dnia codziennego (jeśli chodzi o wspólne mieszkanie) takie jak :
-obiad o tej a nie innej godzinie,
-palenie w piecu (jeśli chciało się mieć ciepła wodę na kąpiel),
-pusty zlew wieczorem,
-robienie śniadania do pracy mojemu ukochanemu,
-wstawanie do pracy,
-oszczędzanie wody i prądu,
-pieniądze.
Z tymi wszystkimi problemami radziliśmy sobie zaskakująco dobrze. Przywykłam do tego że kładę się obok niego wieczorem. Że robię mu obiad na 14.00 żeby od razu po procy miał ciepły posiłek choć wcale tego nie wymagał jakoś bardzo. Właśnie tego mi będzie brakowało... Mojego ukochanego na co dzień.

Jest też trochę plusów... Chodzi o to, że my jeszcze jesteśmy młodzi... mamy swoje domy rodzinne i wcale nie musimy utrzymywać kogoś na boku a w tym przypadku chodziło o dodatkowe utrzymanie kobiety z dzieckiem. Za te pieniądze byłoby nas stać raz za czas pojechac na randkę... do kina, na kolacje, na zakupy. Moglibyśmy rozpieszczać siebie nawzajem a nie martwić sie o pampersy dla (mimo wszystko) cudzego dziecka. Kocham to dziecko! I nie mam zamiaru rezygnować z kontaktów z moja małą SABINKĄ (jeśli mi tylko na to pozwoli matka dziecka).

Dokładnie 3 dni temu minął rok odkąd jestem z moim narzeczonym. Styrani po procy i całym dniu z dzieckiem położyliśmy się spać i zasnęliśmy. Dopiero następnego dnia rano dosziśmy do wniosku, że dzień tak perfidnej rutyny jest wspaniałym przeżyciem pierwszej naszej rocznicy bo choć powszechnie taki dzień uchodzi za rutynę dla nas wciąż był nowym doświadczeniem. Ale niech za rok spróbuje zapomnieć to mu nogi z dupy powyrywam !
Po prostu go kocham ! Z każdym dniem coraz bardziej i bardziej. Aż jestem w szoku że JA tak moge jeszcze kogoś KOCHAĆ.


Pewnej nocy leżąc obok mojego mężczyzny obiecałam mu, że jeżeli będzie takim dobrym człowiekiem, partnerem, przyjacielem (i kochankiem) za rok naprawdę zaczniemy planować ślub <3
Ciekawe co z tego wyniknie ???

środa, 24 września 2014

Zmiany !

  Dostałam się na studia. Na te które chciałam choć w trybie zaocznym. Zależało mi by  dostać się na dzienne aczkolwiek teraz chyba nie żałuje bo znalazłam pracę (wracam na stare śmieci ORLEN lecz już z nowym szefem choć w tym samym miejscu). Znalazłam sobie mieszkanie które mam nadzieje będzie moim nowym domem choć będę miała współlokatorkę która już sobie mieszka piętro niżej w tym samym domku z dzieciaczkiem. Takim dziwnym trafem się złożyło że ta lokatorka stała się moja bardzo dobra koleżanką (żeby nie powiedzieć przyjaciółką). Historia dość śmieszna bo najpierw opiekowałam się jej przepiękną dziesięciomiesięczną córeczką w domu opieki z projektu Unii Europejskiej i tak z dnia na dzień zaczęłyśmy się dogadywać a Sabinka (jej córka) skradła moje serce do tego stopnia że wiem iż bez tej małej moje życie straci taki blask jaki dzięki niej otrzymałam. Dziewczyna jest samotną matką i jest po prostu moim autorytetem silnej, niezależnej, kochającej, troskliwej, prawdziwej kobiety. Tak wiec żeby jej pomóc i sobie i wszystkim do okola ułatwić życie zamieszkam sobie z nią. Dodatkowo oficjalnie zostałam narzeczoną... Jak to dziwnie brzmi... Jestem już z moim partnerem niecały rok i choć ślubu nie będziemy jeszcze planować jakiś dłuższy czas to obietnica przyszłego wspólnego życia została wypowiedziana obustronnie.
  Reasumując :
1. Przeprowadzka,
2. Studia,
3. Praca,
4. Narzeczony,
5. Nowa przyjaźń,
6. I zostałam przyszywaną CIOTKĄ dla mojego maleństwa kochanego :D

  Ale co z uczuciami?
Bardzo żałuję że mój przyjaciel którego nie ma ze mną od ponad półtorej roku nie może cieszyć sie ze mną. Ciężko mi na samą myśl że oboje zaczynamy nowe życie, oboje sie przeprowadzamy, oboje będziemy studiować a ja nie mogę z nim porozmawiać o naszych obawach, strachach i szczęściu... Straszna pustka po jego utracie wcale nie maleje z czasem... chyba nawet rośnie... I przy każdej poważnej zmianie w moim życiu chcąc nie chcęc odczuwam ja znacznie boleśniej bo nie mogę mu o niej opowiedzieć.

wtorek, 29 lipca 2014

Co czuje ??

To nie jest tak, że przez ten wyjazd moje problemy zniknęły... że nie boli mnie to co mnie bolało czy też, że już nie ciąży mi to co kiedyś było potwornym ciężarem... Po prostu zaczęłam patrzeć na moje życie przez pryzmat innych ludzi... ludzi których nikt nie chce a oni sami dla siebie są niewystarczalni... Okropnie brzmi "nikt ich nie chce" ale w sumie taka jest najbardziej prosta prawda powiedziana prostym rzeczowym językiem...
Wracając do tematu... Dalej są rzeczy które mnie dotykają ale zostały przeniesione na półkę w moim umyśle która jest mniej ważna... gdzieś tam na drugi plan.
Teraz ktoś mnie potrzebuje... I to tak szczerze, naprawdę... Oni nie udają gdy po długim czasie oczekiwania uśmiechają się w sposób dzięki któremu mięknie mi serce i oczy zachodzą łzami wzruszenia. Teraz wiem, że dzięki mnie ludzie mają na co czekać i po co przeżywać kolejny (już tysięczny) tydzień sami w obskurnym, śmierdzącym pokoju w domu opieki gdzie zostawiają całą rentę na marną opiekę i pielęgniarki, które wieki temu zapomniały jak się uśmiechać do ludzi.
Nie mogę spędzać tam tyle czasu ile bym chciała... znalazłam pracę i wiele zaplanowanych spotkań z Agnieszką i Joachimem musiałam odwołać. Na tym etapie przemyśleń jest mi trochę smutno, że tak niewielu z NAS (sprawnych, szczęśliwych, zdrowych) ludzi może być dla kogoś źródłem szczęścia. Lecz największą tajemnicą w tym wszystkim jest to, że to ja zostałam w pewien sposób uleczona. Za mój uśmiech, czas i samą osobę dostałam świadomość własnego szczęścia i tego, że jestem wartościowym, ważnym człowiekiem. Nie wiem czy ja nie dostaje dużo więcej od ludzi którym sama się staram pomóc...
To jest piękne... już teraz rozumiem co znaczy, że dzielenie miłości ją mnoży :)

wtorek, 22 lipca 2014

Tajemniczy sekret, jak zapełnić pustkę w życiu, odnaleźć sens i być szczęśliwym, odnaleziony :)

Tak naprawdę nie ma nic prostszego i nie istnieje nic innego co da Ci tyle szczęścia co poświecenie siebie, własnego czasu, uwagi i miłości.
Okazało się że dawanie radości innym jest jedyną drogą do bycia szczęśliwym i spełnionym.
Jak na to wpadłam?

Wszystko zaczęło się tak...
25 lat temu mój tato założył organizacje KTPSI (Kluczborskie Towarzystwo Pomocy Sprawnym Inaczej) wiedziałam o tym i była to powszechna i wszystkim znana informacja ale nigdy się o tym jakoś nie rozmawiało... Co roku jest organizowany obóz dla tych sprawnych inaczej członków tej organizacji zwanych MUMINKAMI... Nigdy mnie to jednak za bardzo nie pociągało i nigdy tak naprawdę o tym nie myślałam...  Dnia 05.07.2014 otrzymałam telefon od pani prezes tejże organizacji, że brakuje im kobiet na obóz a z racji tego iż jestem "córką mojego ojca" pomyślała o mnie, powiedziała jeszcze że obóz zaczyna sie 12.07.2014 ii czy mogłabym jej dać znać odpowiednio wcześniej... Nie chciałam jechać i byłam zdecydowana by odmówić... widziałam zawód w oczach taty ale no cóż... Bardzo mi sie nie uśmiechało przez 8 dni bujać się z dziwnymi ludźmi opiekując sie nimi 26/h... Tak więc 10.07.2014... Zmęczona życiem, pełna pustki i rozpaczy z powodu mojego żałosnego życia wzięłam telefon i dzwonie do tej całej pani prezes powiedzieć że ja odpadam... I wiecie co ?? Usłyszałam taką nadzieję w jej głosie że powiedziałam tylko że jadę... Wstrząśnięta tym co powiedziałam wiedziałam, ze nie ma już odwrotu i po prostu jak w transie poszłam się pakować wściekła na siebie za to co się stało. Spakowana i gotowa na 8 dni piekła pojechałam pod kościół żeby stamtąd pojechać na miejsce... Pod kościołem czekała już dziewczyna którą miałam się opiekować i po prostu ścisnęło mnie w żołądku z przerażenia... dziewczyna 38 lat... jakaś skrzywiona... do tego powłóczy nogami... po prostu koszmar... Jej mama podaje mi siatkę tabletek i zarzuca informacjami co, gdzie, na co i o której powinna brać... masakra. Chciałam tylko uciekać i nie pakować się w to wszystko ale było już za późno... Pojechałam i gdy znalazłam sie na miejscy przez pierwsze dwie, trzy godziny byłam przerażona i nie wiedziałam co robię w takim miejscu...
Okazało się że ten obóz otworzył mi oczy na tak wiele różnych spraw... odpowiedział na tyle pytań a ludzi z stamtąd pokochałam jak nikogo innego na świecie. Myślałam ze to będzie ciężka praca ale chciałam oddać im całą siebie z poczucia obowiązku i litości a okazało się, że oni dają sie 100 razy więcej. Szczery uśmiech, prawdziwe podziękowania, miłość w oczach... słowa "kocham Cię" wypowiedziane w taki sposób, że mięknie Ci serce i cisną się łzy do oczu... Spotkało mnie niewyobrażalne szczęście...
Na dzisiaj to tyle ale to tylko krotki wstęp... Wiem że tego co się tam stało nie da sie opisać słowami... Ale będę próbować i opowiadać bo dostałam więcej niż na to zasłużyłam za marną pomoc, chwilkę uwagi i delikatny uśmiech...




To zdjęcie z ostatniej dyskoteki i chociaż mam głupawy uśmiech była to moja najlepsza potańcówka w całym moim życiu :)
Z Joachimem :*


czwartek, 26 czerwca 2014

ZAGUBIONA

Wczoraj... Przeżyłam dwugodzinną rozmowę z dobrym kolegą i naprawdę cieszyłam się, że mogę z kimś szczerze pogadać. Weszłam do domu lżejsza i (wydawałoby się) mocniejsza po czym stanęłam w korytarzu i nie bardzo wiedziałam co się dzieje... Poczułam się zgubiona... wyobcowana... samotna... weszłam do mojego (wiecznie zasyfionego) pokoju i rozpaczliwie grzebałam w szafkach... po co ?? W jakim celu ?? SZUKAŁAM tylko nie wiem czego w czeluściach nigdy nie otwieranych szafek... Czułam się przytłoczona, jakby na moją dusze w jednej chwili spadł fortepian grający ponurą melodię a moją pamięć i zdrowy rozsądek zablokowała rozpacz... a może strach? Nie umiem opisać dokładnie tego jak się czułam...
Łzy spływały mi po policzkach ogromnymi kroplami... makijaż szczypał mnie w oczy a ja ciągle przekopywałam pokój chyba nie bardzo świadoma tego co tak naprawdę robię... W rękę wpadł mi zeszyt z moimi piosenkami którego kiedyś bardzo szukałam i chyba pogodziłam się już z jego strata (choć to bolesna i wielka strata gdyż to tak naprawdę wszystko do czego sama doszłam i jestem z tych piosenek bardzo dumna) Niestety nie poczułam się ani trochę lepiej. I nagle trzymałam w dłoni pudełko wyciągnięte z głębin pod moim łóżkiem... kilka ważnych zdjęć, książka (prezent na święta), słuchawki (prezent z innej okazji), 2 wisiorki dla niego i dla niej (nigdy nie założone, ostatni prezent... osiemnastkowy), zasuszony kwiat storczyka (od NIEGO), pełno kartek (wygłupy na lekcjach, jakieś liściki, bazgroły, JEGO PISMO) i lista piosenek którą kiedyś mi napisał (nigdy jej nie przesłuchałam). Usiadłam i usłyszałam własne łkanie... puściłam po kolei każdą piosenkę... potem jeszcze raz i jeszcze raz... Ponad rok temu się zgubiłam i nie mam pojęcia jak wrócić do domu ? Do tego PRAWDZIWEGO domu dla mojej duszy który jest/był przy nim...
To mój PRZYJACIEL a ja po prostu tak bardzo tęsknię... Moja bratnia dusza...

GDZIE JEST SPEŁNIENIE?
GDZIE JEST SPOKÓJ?
GDZIE JEST DOM?

wtorek, 17 czerwca 2014

Praca ?

Chyba czas znaleźć sobie jakąś pracę... Ale jaką ?
Pracowałam już na stacji paliw, jako kelnerka na weselach, zbierałam truskawki, śpiewałam w zespole weselnym i nawet klaunem byłam... Ale sezon na klauna się skończył i zostałam bez pracy i moich małych środków pieniężnych...
Żadna z tych prac nie była dla mnie przyjemna... znaczy śpiewanie na weselach przynosiło mi i pieniądze i satysfakcję ale zespół się rozpadł i niestety to już przeszłość...

Co teraz ?? Coś na 100% sobie znajdę... ale co i kiedy ??

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Ona i On ?

Fascynujące... widziałam wczoraj kolejny raz parę... Przedziwną choć nigdy tak na nią nie patrzyłam, wgl nigdy nie określiłam jej słowami aż do wczoraj. 
Ona ? 
Niższa od niego w rozmiarze XXL
On ? 
Wysoki i chudy jak patyk w rozmiarze S (czasem w porywach M)
Ona? 
Ubrana cała na czarno: spodnie w glanach, luźna męska koszulka 
i bluza z kapturem na głowie.
On?
Najzwyklejsze dżinsy, zielona koszulka, kurtka w kratę
(nijak wszystko do siebie pasuje) 
Ona?
Odważna czerwonowłosa dziewczyna z dobrej rodziny.
On?
Nieśmiały blondasek z rodziną dającą wiele do życzenia.
Ona?
Zna swoją wartość.
On?
nie wierzy w siebie i ma mnóstwo kompleksów. 
Ona?
Ma mnóstwo marzeń i planów na przyszłość.
On?
Dopiero uczy się marzyć.
Ona?
Stanowcza.
On?
Uległy.


Po opisaniu ich obojga i zestawieniu da się dostrzec, że parą są dziwną. Ale jedna rzecz zmienia kąt postrzegania. Jego oczy.
On patrzy się na nią tak jakby była ósmym cudem świata. A ona przy nim naprawdę czyje się kochana.
W jego oczach można dostrzec tyle miłości, że dało by się wypełnić nią ocean. I wcale nie przesadzam.
W sposobie jaki ją obejmuje i dotyka można wyczytać wszystko.
I teraz najlepsze...
Zapomniałam dodać, ze widziałam tą parę przed randką w kinie... W moim prywatnym lustrze na korytarzu.
Tak... to ja i mój chłopak...
Jesteśmy dziwną parą... 
Ale może przeciwieństwa się przyciągają ?



niedziela, 15 czerwca 2014

Koncert 13.06.2014 - COMA

Nie wiem jak zacząć... było wspaniale, cudownie, prześwietnie a to i tam za mało powiedziane. Coma grała w Kluczborku w piątek trzynastego (nie jestem przesądna ale to fajnie brzmi). Jest tyle słów które chciała bym tu napisać a jednocześnie wiem że cokolwiek napiszę to to będzie za mało.

Przyjechał Roguc i opanował sobą całą scenę, całą publiczność i całe moje serducho... poczułam się jakby melodia i słowa się we mnie wlewały a ja sama byłam przez chwilę muzyką... nie umiem tego inaczej wyjaśnić. Byłam tylko ja i muzyka. Stałam w tłumie dziwnych ludzi a oni przestali dla mnie istnieć. Nie spodziewałam się, ze ten koncert (mimo tego że Coma to mój ukochany zespół) wywrze na mnie aż takie wrażenie... To było magiczne. No i oczywiście nie było piosenki której bym nie znała więc mogłam w moim dziwnym transie śpiewać razem z Piotrusiem.

A wczoraj? Przyszłam na koncert Lemona ale (mimo że lubię Igora i go podziwiam) nawet w połowie nie urzekł mnie tak jak Coma. No i na koniec Ewa Farna... dziewczyna ma taki głos że drży ziemia i choć nie jestem jej fanką umiem docenić jej zalety.

Żaden wcześniejszy koncert na którym byłam nie był nawet w połowie tak udany (nie mówiąc już o magii jaką stworzył Piotrek). Kocham ten zespół i wiem że na 100% nie jest to ich ostatni koncert ze mną na widowni!



"Dokąd płynie miasto moich snów ?"

wtorek, 3 czerwca 2014

...

Kiedyś męczyły mnie sny w których musiałam się patrzeć prosto w twarz mojemu (byłemu)przyjacielowi. Sprawiało mi to dużo bólu i jeszcze więcej niepotrzebnych łez. Teraz zaczęłam za tym tęsknić... Ponieważ szkoła się już skończyła i nie oglądam go już wgl... Nie widuje go i okazało się ,że wcale nie jest prościej. Ja wiem że minął ponad rok i ze powinno mi już przejść. Ale tak nie jest. Wczoraj miałam ciężki wieczór... pisząc do niego list (nie wysyłam tych listów... po prostu pisze) zalałam się łzami... tyle było w nas dobrego, tyle rzeczy nas łączyło... Dlaczego to nadal tak bardzo boli ??
Miałam nadzieje że choć w nocy i przez sen go zobaczę... już tak bardzo mi tego brakuje. Bo w snach jest ON taki jakiego go zapamiętałam... a jak go mijałam w szkole to był kimś obcym... Kiedy po prostu będę mogła iść na przód ??

poniedziałek, 26 maja 2014

Zmiany czy zawieszenie życia ?

Coś trzeba zrobić.. coś zmienić. Musze wyjechać! Muszę się  stąd wynosić najszybciej jak się da. Muszę sobie wszystko poukładać z dala od mojej "cywilizacji". Może poznać inną? Nową? Nie mogę tu wytrzymać. Powietrze pachnie sfermentowaną przeszłością i gnijącą teraźniejszością. Nic sie nie dzieje co powoduje we mnie napady zmęczenia i melancholii. Musze się zaszyć gdzieś daleko. Wziąć ze sobą stertę książek i zrobić coś dla siebie. Nie chcę sprzątać w domu i gotować dla wszystkich domowników tylko dlatego że skończyłam szkołę. Nas w domu jest 7... to nie jest takie sobie sprzątanie czy tez gotowanie dla trzyosobowej rodzinki. To nie są 4 kartofle do obrania tylko 44... Na dodatek mój chłopak. Muszę sobie przemyśleć sprawy sensu naszego związku. Kocham go ale miłość to nie wszystko. Może czas zacząć wszystko od nowa ? Na poważnie i naprawdę. Od dobrej strony... poznanie, randki, rozmowy, wyjazdy. Pragnę akcji! W środę mam ostatnią maturę, w sobotę wyprawiam urodzinki... a w poniedziałek? W poniedziałek chce być co najmniej 100 km od mojego otoczenia i tak też zrobię.. wyjadę do mojej chrzestnej z rowerem, olbrzymią ilością książek i ukochanym laptopem na którym piszę moje dziwne wywody. I zostawię ten syf tu czekając aż sam sie ułoży. Mam tylko nadzieje ze wszystko wypali. Dobrze mi zrobi zmiana otoczenia.


niedziela, 25 maja 2014

Szał !

Niby wszystko świetne fajnie ale kurcze... ile można ?? Ja wiem, ze mój chłopak mnie bardzo kocha i wgl ale błagam... trochę luzu!
Od ponad 7 miesięcy spędzamy ze sobą każdy dzień... (nie przesadzam!) Zdarzyło się może z 8 dni osobno... i wydaje mi się że i tak przesadziłam z liczbą "osiem". Od niejednej dziewczyny słyszałam że mi zazdrości... że też chciałyby tak często widywać swojego faceta. Nie ma niczego gorszego! Ale żeby to było wszystko to jeszcze jakoś bym przeżyła... Do tego są ciągłe sms... i telefony... Jak wchodzą na fb to zawsze jest pytanie czy z kimś piszę ... To wszystko zaczyna sie robić chore a ja zamiast coraz większej miłości czuję coraz większe zmęczenie i frustracje. Czasem jak o tym wszystkim myślę to aż mnie kurwica bierze... Może jednak miłość to nie wszystko ??
Dzisiaj wpadłam w szał !
Nie dość, że opuścił mój dom jakąś godzinę wcześniej to zadzwonił i zapytał się gdzie jestem choć prawda jest taka że od 7 miesięcy nigdzie sama nie wyszłam i on o tym wie... to jeszcze niedawno zrobił mi scenę, że częściej myślę o innym kolesiu (?) Przecież to jest jakiś absurd ! Aż nie mogę się uspokoić...


A tak z innej beczki to dostałam 73% z matury ustnej z angielskiego i wcale ale to wcale nie jestem z siebie zadowolona... zjebałam po całości! A w środę ustna z polskiego...  A prawda jest taka ze jeszcze pracy nie napisałam nawet... coś tam zaczęłam ale nie mam weny żeby skończyć... i jak tu znaleźć mobilizację gdy presja czasu już nie działa ??

niedziela, 18 maja 2014

Po koncercie

Jestem po koncercie ...
Brak słów żeby opisać co to były za emocje... Nigdy nie byłam jakoś nadmiernie wierząca (choć moja mama jest a mój tato był katechetą) Ale to co się tam stało... Wyobraźcie sobie scenę... na niej 220 ludzi z chóru nie wliczając ludzi grających... cały chór śpiewa,  wysławiając Boga ... Można mówić co się chce ale słysząc taką muzykę nie można nie wierzyć... To po prostu się czuło... czuło się obecność Boga wśród nas... Był moment w którym cała widownia była wzruszona... nie jednemu leciała łza... az sama z tego wszystkiego się poryczałam(na szczęście stojąc pośrodku ponad 200 ludzi wystarczy ruszać ustami żeby nikt sie nie zorientował, że to akurat TY nie śpiewasz )... Magiczna chwila...
Po jakimś czasie przy żywszej piosence cała filharmonia tańczyła, klaskała, śpiewała... Nie umiem opisać tych emocji... Podejrzewam, że jutro na spokojnie wszystko sobie uporządkuje i opisze co i jak ale teraz jestem świeżo po... własnie wróciłam z Opola i po prostu musiałam napisać... Ale to trzeba przeżyć... być przy tym... inaczej się tego nie poczuje...

Kolejny z pięknych cytatów,
 których końca pewnie nie znajdę 
przez bardzo długi czas:


"Nie chcę już więcej życia na krawędzi
sprawdzać czy spadnę kiedy zrobię krok
I jak daleko jest za daleko"

~ TGD-23 ~

sobota, 17 maja 2014

Gospel

Dobrze napisana muzyka, wsparta melodyjnym wokalem dwojga wspaniałych, wybitnych wręcz, wokalistów przypomina namiętne chwile (pełne pasji i uczucia) dwóch kochanków. Przypomina to tworzenie miłości w tak bardzo magiczny sposób. I w takim momencie istnieje tylko i wyłącznie niezbity dowód na to, że muzyka jest całym światem... że nic poza nią się nie liczy... Jest w tym intymność która peszy i zawstydza... To coś niesamowitego... dźwięki... piękno, świat, ŻYCIE...

Dzisiaj miałam przyjemność usłyszeć prawdziwą magię... Byłam na warsztatach gospel (już moich trzecich). Nic nadzwyczajnego... uczą nas śpiewać na głosy i wszystko brzmi rewelacyjnie ale to taki standard... i nagle dwóch prowadzących pokazuje nam jak ma brzmieć ta konkretne melodia. Świat się zatrzymał. Coś pięknego.

Jest wiele ludzi którzy mówią, ze muzyka to ich życie i jest to trochę oklepane(może dlatego, że nie do końca w to wierzę... jak osoba która śpiewa... tworzy i gra podejrzewam że ma ona większe znaczenie dla mnie... inaczej ją postrzegam)  dlatego nie lubię tak pisać... ale taka prawda... Muzyka to moje życie... Widzę w niej historie... emocje jakie przekazuje ale i ból czy też radość w jakiej mogła zostać stworzona...

Ale wracam do tematu :)

Nagrałam kawałek początku próby tej piosenki o której mówiłam... niestety nie udało mi się nagrać tego magicznego momentu gdyż nie spodziewałam się go zupełnie... no cóż...  może jutro to wszystko zgram... :)
I coś więcej o tym napisze :) Chciałam tylko tak na świeżo napisać co myślę :)
Dobranoc :)



I bardzo ładny cytat który dziś usłyszałam :
"A ufać to milczeć,
i czekać cierpliwie[...]"
Krzysztof Zajkowski 

środa, 14 maja 2014

"Now is good" - Niech będzie teraz

Ostatnimi czasy (czyt. cały rok) mam jazdę na jeden konkretny film... oglądam go stosunkowo rzadko, żeby mi się nie znudził i choć mam już 6 seansów tego filmu za sobą nadal znajduję pewne detale... analizuje, zastanawiam się, podziwiam i płaczę na końcówce (choć przecież w chwili wciśnięcia "play" wiem jakie jest zakończenie).

Jest to film bardzo ważny dla mnie bo nie zdążyłam go obejrzeć z kimś szczególnym. Mam nadzieje, że kocham ten film nie tylko dlatego ze ma ogromną wartość sentymentalną ale też dlatego że po prostu jest dobry choć zapewne patrzę na to zbyt subiektywnie... jednakże polecam każdemu obejrzenie tego filmu... ja go uwielbiam i chętnie usłyszałabym wasze opinie jeśli takowe się pojawią.





To jest piosenka, 
dzięki której zapragnęliśmy oboje obejrzeć ten film
 (nasza ulubiona wokalistka)
Niestety myśmy się rozstali ale film został 
A piosenka okazała się być umieszczona na napisach...

wtorek, 13 maja 2014

Masz babo placek...

Mówiłam nie chwal dnia przed zachodem słońca ?? I masz babo placek... wykrakałam czy coś tam... Po prostu nie wierze w to co sie stało ?? Ciągle towarzyszył mojemu chłopakowi brak ufności w stosunku do mnie przez wzgląd na moje wcześniejsze życie i nawyki... ale pracowaliśmy nad tym choć niejednokrotnie zarzucał mi kłamstwo...Co sie okazało po 7 miesiącach związku ?? Że to ja zostałam oszukiwana... po prostu mnie okłamywał... nie chodzi o inne kobiety czy coś w tym stylu ale na dzisiejszy dzień wierzę tylko w to że mnie kocha i w to że przeprasza... tyle że to może się okazać trochę za mało. W żadne inne słowo już mu nie wierzę... Na początku myślałam, ze to zwyczajna kłótnia jak każda (choć kłócimy się stosunkowo rzadko) Ale ze zwykłej kłótni przeszło w wojnę... postawiłam ultimatum (czego nienawidzę robić bo to wydaje mi się brakiem szacunku dla drugiej osoby ale nie ma innego wyjścia... ) Albo dorośnie i znajdzie pracę albo się pożegnamy... Kamil to jedyna osoba, która zaakceptowała moją depresję i nauczyła się z nią żyć... nie przeszkadza kiedy płaczę i wie, że jeszcze długo nie przestanę tęsknic za swoim przyjacielem... Najgorsze jest to że go Kocham i to mnie tak bardzo wkurwia !

Lista rzeczy wykonanych

Gdzie jest moja ja ??
Zapewne w tym momencie pomiędzy twórczą a destrukcyjną siłą miłości gdzieś w śmiesznym kwadracie gdzie w każdym kącie jest kolejno:  Wertera, Kamizelki, Oskara z panią  Różą  oraz Justyny z Zenonem  bo to główne postacie mojej prezentacji ustnej z polskiego którą dopiero zaczynam pisać tak nawiasem mówiąc. 

Dzisiaj postanowiłam, że na przekór mojemu złemu samopoczuciu postaram się wziąć na chwilę w garść i załatwić pewne sprawy. Tak wiec (wiem... zdania nie zaczyna się od "tak więc" ale co mi tam... przecież mnie za to nie zlinczują) : 
1. załatwiłam przyjaciółce korepetycje z niemieckiego które już dawno jej obiecałam,
2. napisałam do mojej byłej nauczycielki śpiewu, ze chciałabym wrócić (już dawno powinnam to zrobić ale nie miałam siły... nadal nie mam ale chyba najtrudniejszy pierwszy krok),
3. wyciągnęłam wszystkie moje piosenki i załatwiłam numer do kobiety która powinna napisać aranżacje do nich,
4. zaczęłam pisać tę ustną maturę...
5. Zaczęłam załatwiać wyjazd do Niemiec do mojej starej znajomej. 

Z tego wszystkiego zapomniałam zjeść śniadanie (co mi nie zaszkodzi) i dlatego zjadłam je o 15... za to nie zapomniałam wyjść na papierosa co wypomniał mi ojciec. Dzisiejszy dzień zaliczam raczej do udanych choć jak to mówią : nie chwal dnia przed zachodem słońca, czy tez : nie mów chop za nim nie przeskoczysz...
TAK WIĘC zobaczymy wieczorem :)


Nie lubię takiej muzyki 
Ale ta piosenka coś w sobie ma...
Kazała mi się na chwilę zatrzymać więc wrzucam :)

piątek, 9 maja 2014

...

Tyle rzeczy się wydarzyło przez ostatni rok... Czasem zdarzało mi się napisać coś mądrego ale chyba częściej dodawałam garść tłustych pierdół żeby uspokoić własne ja. Kolory życie zmieniały się od mojego nastawienia i sposobu patrzenia na świat. Ale ten rok był okrutnym. Tyle straciłam... Straciłam takie rzeczy które (wierzyłam) zostały mi dane na zawsze. "NA ZAWSZE"... Teraz wiem ze to pojęcie jest abstrakcją... Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ten rok jeszcze się nie skończył... zostało mi jeszcze 7 dni... tak... trzeba być mną żeby rok zaczynał się 16 maja... Prawda jest taka ze 16 maja ubiegłego roku straciłam wszystko na czym mi zależało i od tamtego dnia ... (od końca życia jakie znałam) W każdy ranek siadam na łóżko i nie wiem czy to dobrze czy źle że kolejny raz otworzyłam rano oczy... Kiedyś nie spodziewałam sie że cierpienie jest tak namacalne... To cierpienie które mi towarzyszy przez ten rok stało się moim przyjacielem... pryzmatem przez który patrze na świat. Już nie jestem tak mądra. Zauważyłam i uwierzyłam w kruchość życia i rzeczy/ludzi/relacji nas otaczających.
Próbowałam leczyć moja piękną zdiagnozowaną już depresję ale się poddałam. Chyba wolałam się z nią zaprzyjaźnić... i tak sobie żyjemy we dwie... Ja i moja ukochana depresja. Życie zrobiło się szare ale przecież ja kocham szarości. Chyba szczęście mi nie służy.
Mam swoje marzenia ale nie mam siły żeby je realizować... chyba boję się porażki. Ja wiem że jeśli nei spróbuję bo nigdy nic mi się nie uda ale strach przed przegraną jest większy... Boję się że mogę zawieść rodziców. Mówiąc, że chcę coś osiągnąć a potem się poddając. Nie wiem czy mam na tyle siły.
Już po podstawach pisemnych matury... napisałam i podejrzewam, że zdałam ale w tym momencie czekają mnie 4 miesiące czekania na coś nowego... studia. Z jednej strony chciałabym wyjechać daleko stąd... z drugiej zostać w łóżku do końca życia i nie musieć podejmować żadnych decyzji. Bo decydowanie  przyszłości jest ryzykowne.


I miss you...

czwartek, 8 maja 2014

Incydent

Izabella Meyer

Incydent

Bóg przywrócił mi rozum
na Brodway Road.
Wyrzygałam Cię.
późnym popołudniem ostatniego dnia roku
fontanną sfermentowanych nadziei
gorzką treścią Twoich słów,
kawałków spojrzeń
i resztek uśmiechów...

A kiedy wyplułam sny
wstałam z kolan Nieprzemakalna
I odeszłam lżejsza nie patrząc za siebie.
Zostawiłam plamę
niestrawionego pokarmu mojej duszy.
Toksycznego wspomnienia
którego organizm nie zatrzymał.
Nie opowiem nikomu
O wstydliwym efekcie
nadmiernego apetytu na miłość.

Ale to był tylko INCYDENT





Nic więcej nie można tu dodać...

"Wyrzygałam Cie [...]
fontanną sfermentowanych nadziei 
gorzką treścią Twoich słów,
kawałków spojrzeń
i resztek uśmiechów[...]
Zastawiłam plamę
Niestrawionego pokarmu mojej duszy[...]"

Mogę tylko tęsknić i płakać...
Modlić się o zabliźnienie dawnych świeżych ran.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Kłamstwo


"Małe kłamstwa wybacza się łatwo, duże - z trudem. Prawdy nie wybacza się nigdy."

Przecież życie to nie kłamstwo (chyba niestety). Nie potrafię wybaczyć pewnych rzeczy... Dlaczego? Okazało się, że potęga żalu jest ogromna. Jeśli to co się kiedyś stało, WSZYSTKO co się kiedyś stało jest prawdą to nie jestem w stanie tego wybaczyć. Już tyle czasu minęło a ja nadal nie mogę zapomnieć. Nie mogę zrozumieć.

Nie wiem czy chce żeby tak wyglądało moje życie... Takie proste... Praca, dom, nauka... Boję się ze to wszystko będzie  dla mnie niewystarczające... że to wszystko będzie za mało.



A tu kwintesencja miłości ... tak po prostu...

piątek, 14 marca 2014

Piosenki

Niektórych rzeczy nie da się zapomnieć... wymazać z pamięci. Są takie dni w których łzy cisną się do oczu tak bardzo nieubłaganie. Są chwile w których wątpi się w sens (dosłownie) wszystkiego. Podejrzewam że tęsknota i wspomnienia mogą zniszczyć człowieka od środka... czasem to czuję. Żal... rozpacz... gniew... paraliż... odrętwienie... współczucie. To wszystko czuję wspominając te piękne chwile.
Są takie piosenki które kocham a tak bardzo boje się ich słuchać... Przypominają o wszystkim a ponadto mają tak trafne teksty. Dzisiaj przypadkiem na taką natrafiłam w telefonie... Stojąc samotnie nad rzeką świat sie zatrzymał ... łzy stanęły mi w oczach a cały organizm błagał żeby jej nie przełączać ale tak nie można ... Czasem czuję się przy słuchaniu TYCH piosenek jakbym była nie fair w stosunku do mojego chłopaka. A przecież tak sie staram zapomnieć!




Opadłam z wdzięku, 
przyjmuję cios na twarz.
Kochałam i straciłam.
Kochałam i straciłam.

Eksplozja... 
w dniu, w którym się budzisz
potrzebujesz kogoś i zrozumiałeś to,
że to nic takiego się bać
ale to już nie będzie to samo
to już nie będzie to samo.

Zostawiłeś moją duszę krwawiącą w ciemności.
Więc mogłeś być królem.
Reguły które ustanowiłeś wciąż nie przemawiają do mnie i straciłam wiarę we wszystko.

wtorek, 18 lutego 2014

Nowy blog :)

Pewne rzeczy w moim życiu toczą sie własnym torem... Los mi pisze inną historię... inną od mojej wymarzonej... Marzenia spełniają się choć czasem mam wrażenie że źle sprecyzowałam zwoje pragnienia ... No cóż ... Takie jest to życie ... To mój drugi blog ze zdjęciami... w końcu jak mam nowiusieńki aparacik to czas sie nim zająć...
Pozdrawiam :)

http://agusiaphoto.blogspot.com/

Zapraszam do zerknięcia :)

sobota, 18 stycznia 2014

??

Mam świetnego chłopaka... jesteśmy razem ponad 12 tygodni... i (może to się wydać dziwne) ale to mój najdłuższy związek... On chce mi się oświadczyć...Oświadczyć ?? To dopiero 3 miesiące !
Kocham go... to inna miłość... inna niż ta  jaką przeżywałam dotychczas .... Taka stabilna i bezpieczna ale jednak to dopiero 3 miesiące...
Dziwne :P


sobota, 11 stycznia 2014

Już chyba nikt tego nie czyta ... Bo po co ? Od początku tego bloga użalałm sie nad sobą... że życie jest do dupy i wgl... ale jak dalej żyć ? Gdy osoba ktorą się uważało za przyjaciela, spowiednika, kumpla, rozmówcę i kochanka udaje że Cię nie zna a tym samym gdy Cię spotyka ma Cię głęboko w dupie ???Jakbys nigdy nie istniał ?? SAY SOMETHING !!!!!

niedziela, 5 stycznia 2014

Say something...

Kiedyś musimy dorosnąć ... przestać wierzyć w cuda, w rzeczy które tak romantycznie wyglądają w komediach romantycznych. Nie mogę nadal żyć jakby czas zamarzł a ja była poza nim... Nie mogę nadal liczyć że wszystko się wreszcie poukłada bo tak nie będzie. Muszę zacząć być dorosła... Odpowiedzialna. Przecież kiedyś... może w nie tak dalekiej przyszłości będę musiała być odpowiedzialna nie tylko za siebie ale jeszcze za partnera/męża i za dzieci... Muszę się nauczyć podejmować decyzje i co najważniejsze trwać w nich.... Muszę przestać otwierać następne czekoladki z mojej bombonierki i pokochać smak tej którą wyciągnęłam jako ostatnią a przecież ten smak wcale nie jest taki zły. Chce całą sobą uwierzyć że to wszystko jest tego warte... ze ja jestem tego warta... Ale boję sie... tak bardzo sie boję. Niepowodzeń, ran, trwania w moich decyzjach, odpowiedzialności, MNIE. Boję sie ze coś mi przyjdzie do głowy. Że znowu zaryzykuje wszystko i postawię na jedną kartę a potem będę tego żałować.