wtorek, 26 lipca 2016

Szukać pomysłu...

  Kiedy coś posiadasz to nie na zawsze... to trzeba wiedzieć... Wszystko ma swój czas... Każdy moment... każdy sen i każde marzenie. Nie możemy być pewni nawet samych siebie a co dopiero innych ludzi. Ale trzeba wierzyć i brać z życia to co najlepsze teraz. Jeśli kochasz to trzeba kochać całym sercem jakby jutra miało nie być... bo kto wie czy będzie jakieś jutro?

  Mimo wszystko czas pomyśleć całkiem o sobie... Muszę się skupić i zrobić coś co nie dość że będzie przynosić mi satysfakcję to jeszcze pieniążki...nie chcę całe życie być za kasą (choć tą pracę lubię) ale jeśli mam pracować po 220 godzin w miesiącu to wole robić dla siebie niż pracować na czyjeś marzenia. Do tego już doszłam... teraz pytanie co to takiego może być? Czym się można zająć... czemu poświęcić?



Myśl misiu myśl :D

środa, 29 czerwca 2016

dzieciątko...

Miałam dziś sen, który uświadomił mi, że całe życie będzie dotykał mnie brak dziecka... Śniło mi się, że urodziłam i tak bardzo kochałam... To dziwne, że sen może wywołać tak prawdziwe uczucia, emocje.. Teraz ciężko mi się pozbierać. Cały czas przed oczami mam to maleństwo dające mi tyle miłości i radości. Niby pogodziłam się z moim problemem... Wiem, ze dzieci swoich biologicznych mieć nie będę. Eh... To chyba moje największe marzenie... stworzyć dużą szczęśliwą rodzinę i taka właśnie będę miała... Dzieci mogę adoptować a szczęście przyjdzie z miłością i szacunkiem.

czwartek, 23 czerwca 2016

ZMIANY !!!

Czy to wszystko musi tak wyglądać? Podejmuje decyzje i chce w nich trwać... czuję się szczęśliwa... mam wrażenie że może znalazłam miłość swojego życia...  Aczkolwiek dlaczego z przyjściem ważnych osób odchodzą inne ? Te może troszkę mniej ważne ale jakże istotne... eh... Trudno... jeśli ktoś chce odejść to niech odchodzi... nikogo na siłę trzymać nie będę i choć niektóre odejścia bolą bardziej niż inne może to po prostu ten czas... może Ci ludzie spełnili jakąś ważną rolę w moim życiu i po prostu teraz zaczynają być toksyczni... (tak to odbieram) Jestem delikatnie zawiedziona obrotem niektórych spraw ale ostatecznie tak to działa... ludzie przychodzą i odchodzą a my musimy z tym żyć i wyciągnąć z tych znajomości jak najwięcej a ja mam za co dziękować :)
Dużo dobrego mnie spotkało w ostatnim czasie i jestem za to ogromnie wdzięczna wiec nie zamierzam się użalać.

W kwestiach sercowych poczułam się nagle tak stabilnie i pewnie, że pierwszy raz w życiu zwróciłam uwagę na siebie i to co robię. Mam pracę którą lubię ale czuję się wykorzystywana... mam studia które chce skończyć ale nie odpowiadają mi ludzie i atmosfera... mam marzenia ale bałam się zrobić pierwszy krok... nigdy nie umiałam posłuchać siebie na tyle by to dostrzec. Więc tak... Czas to zmienić... podjęłam decyzję... dziekanka na rok by zmienić otoczenie i ludzi... w tym czasie zrobię roczną szkołę wizażu (moje małe marzenie do którego bałam się zrobić ten mały kroczek a już złożyłam papiery :D ) i poszukam innej pracy... może w tej samej sieci ale w innym miejscu? Zastanawiam się nad zmianą miejsca zamieszkania... mam spore możliwości bo muszę się trzymać w promieniu 50 km od miejsca zamieszkania mojego mężczyzny... teraz nas tyle dzieli co oznacza ze mam spore pole do popisu... Opole, Wrocław, Kluczbork, Brzeg... tyle miejsc i tyle miejsc pracy ale poważnie myślę o Opolu bo tam studiuję... Wynająć pokoik z siostrą... znaleźć pracę i może jakiś jeszcze super kierunek... chodzi mi po głowie nagle tyle fajnych szkół... kursów, i kierunków studiów... może nauka o rodzinie? studia dzienne ale tylko 2 dni w tygodniu... do tego jakaś elastyczna praca i można żyć :D
Życzę sobie i wam powodzenia w podejmowaniu ciekawych decyzji :)
A ludziom którzy chcą odejść krzyżyk na drogę... niech krocza bezpiecznie i robią coś o czym ludzie będą mówić bo to są dobrzy ludzie :)




"Jeśli chciałbyś odejść, odejdź... 
kto poradzi sobie lepiej jak nie ja ?"

niedziela, 22 maja 2016

Być dla kogoś światłem...

Hmmm... nie mam pojęcia jak to jest...
Wiem o czym marzę... wiem czego chcę ale tak się boje ze skończy się zanim się na dobre zacznie.
Z jednej strony czuję się tak jakbym już była odporna na odrzucenie... bo przecież zawsze kiedy poświęcam część siebie (a robię to za każdym razem, mimo wszystkich obietnic skierowanych w moją stronę przeze mnie...) i kiedy tylko podejmę decyzje to nagle coś się dzieje... Zostaje sama. Dostaje kolejny raz i choć na samym początku brałam pod uwagę taka możliwość to zawsze dotyka i boli...
Mam też taką przypadłość że jak mi na czymś zależy to trzymam się tego kurczowo (za bardzo). Teorie znam... wiem ze jak będziesz ściskać pięść ze stworzonkiem to ono się udusi... ale strach przed odrzuceniem paraliżuje i czasem każe trzymać mocno...
Hm... Zawsze byłam traktowana przedmiotowo... Dawałam się "używać" bo chciałam substytutu miłości, szacunku, dobra, troski, bezpieczeństwa... I co mi to dało ? No właśnie...

Aż boje się pisać że kogoś poznałam bo zawsze jak to robię to ten ktoś znika. Ale tak... poznałam faceta który przynosi mi kwiaty na spotkania... otwiera przede mną drzwi gdy wchodzę i wychodzę z auta... próbuje mnie zaskoczyć... udowodnić że jestem najważniejsza... (i wiem że to powinno być normalne) ale ja to przeżywam pierwszy raz... To jedyny facet który nie patrzy na mnie przez pryzmat biustu czy seksu... Czuję się jakby chciał mi podarować coś więcej... Coś czego jeszcze nie skosztowałam... nie pożądanie a troskę... ja wiem ze to brzmi idiotycznie(fakt ze się tym zachwycam) ale on chce rozmawiać... słucha mnie, interesuje się mną... wzruszyłam się gdy puścił w aucie play listę mojego ulubionego zespołu (a ja ledwo wspomniałam na pierwszym spotkaniu że lubię jakąś tam ich piosenkę...) Jestem zafascynowana tym jak go odbieram... dobry, szarmancki... wydaje się stabilny... zdecydowany... a ja czuję niepokój że coś zepsuję... że za bardzo... albo za lekko będę trzymać ta relacje... nie umiem trwać w związku z normalnym, dobrym człowiekiem... (chyba nigdy nie miałam takiej okazji) Nie chcę g skrzywdzić i nie chcę zostać skrzywdzona... chce żeby wszystko było dobrze... tym razem chce po prostu żeby było stabilnie... odpowiedzialnie i dobrze...

A czuję się tak:


Chcę się tak czuć... chcę być dla kogoś światłem... PROSZĘ... niech to będzie prawda... niech wszystko co się dzieje, odczuwam i odczytuje było prawdą... j

środa, 30 marca 2016

Fascynacja part 2

Czy każdy człowiek ma takiego drugiego człowieka o którym nigdy nie przestanie fantazjować? No nie wiem... ja mam takiego jednego ludzia o, którym myślę częściej lub rzadziej w zależności od tego na jakim etapie jestem... życiowym i emocjonalnym. Ten mój człowiek o którym tak długo fantazjuję to moja stara fascynacja o której pisałam ponad rok temu...


znowu mamy kontakt… Delikatnie… powoli poznajemy się na nowo… tak jest odkąd pierwszy raz go poznałam… Całe osiem lat… znikanie, wracanie… poznawanie się na nowych etapach naszych żyć…może on czeka aż będę na jego poziomie ? Może sprawdza? Czasem mam takie wrażenie…  Tak jakby sprawdzał czy już dorosłam by z nim być… Pierwszy raz byliśmy dziećmi… znaczy ja byłam… okłamałam go co do wieku… potem po trzech latach znowu przyjechał… ale dalej byłam dzieckiem… nagle jestem samodzielną, dorosłą kobietą z dobrym językiem…  niezależna… Mogę podejmować własne decyzje i polegam na sobie. Pierwszy raz odkąd się znamy jestem tak w 100% zależna od siebie… może to jest jakaś kategoria która pozwoli nam spróbować? Problem polega na tym ze bardziej jak faceta traktuję go jak marzenie… fantazję… coś co nie istnieje… 
Czy ta fascynacja nadal będzie tylko fascynacją? Istnieje spore ryzyko że tak... Aczkolwiek... jeśli go nie spotkamy w przeciągu 7 dni to zamknę ten ośmioletni okres fantazjowania na zawsze... A nasze spotkania zawsze graniczą z cudem... Piszemy ze sobą często ale żeby się spotkać... w przeciągu ośmiu lat udało się to dwa razy... jak będzie tym razem ? Wszystko rozegra sie na dniach... tak naprawdę to w przeciągu dwóch dni powinnam się dowiedzieć co i jak...  a potem ?? 
Witaj Holandio !! Już po raz drugi w tym roku :D


Zakochana w Domowych Melodiach 




wtorek, 29 marca 2016

Życie = puzle ?

Kiedy próbuję coś sobie poukładać to jakimś dziwnym trafem zawsze coś gdzieś nie pasuje… to tak jakby moje życie było jedną  wielką planszą drobnych puzli na której kilka jest chyba z innego kompletu…(tyle ze są niezbędne do funkcjonowanie) jakkolwiek bym ich nie ułożyła coś nie gra… Czy próba przyklejenia ich na taśmie to ruch aż za bardzo desperacki ? Czasem jest tak dziwnie… wierzysz i masz nadzieje że jakoś tak to wszystko samo się rozwiąże, UŁÓŻ…  ale wiatr w moim życiu wiele albo za lekko by poprzestawiać te kawałki…  Albo  jednorazowo  zawieje by wszystko spadło na podłogę i zamieniła się w totalny chaos.


Mój komplet puzli wzbogacił się o dwóch wspaniałych ludzi… mam nadzieję że szczerych przyjaciół. Jak na razie łączy nas jakaś taka bezinteresowna pomoc, zabawa, zaufanie, bliskość. Tych dwoje ludzi to już dowód na to, że znowu coś nie będzie pasować bo nawet oni nie pasują do siebie nawzajem… może sama komplikuje sobie życie ale jakoś tak potrzebuje ich oboje. 


Chyba nadszedł czas na postawienie sobie jakiś celów i terminów na ich realizację.
Mam nadzieję, że układanie tych puzelków od nowa pozwoli mi się pozbyć tych zbędnych... 
ludzi, wspomnień, sytuacji, postaw...
[trzymajcie kciuki]

wtorek, 25 sierpnia 2015

Janku...

"Kocham Cię jak siostrzyczkę kruszynko"..."Przetrwaliśmy już dużo ale na pewno przetrwamy jeszcze więcej" i kilka jeszcze jakże uroczych, pięknych i głębokich cytatów z listu który dostałam bardzo, bardzo dawno temu od osoby która była/jest najważniejszą osobą w moim życiu... Dopiero teraz (po prawie trzech latach )byłam w stanie przeczytać ten list ponownie (i chyba tego żałuję) bo po przeczytaniu, jak ręką odjął przestałam czuć do niego nienawiść a przypomniałam sobie tak bardzo dokładnie dlaczego go kochałam... Niestety nasze drogi ponad dwa lata temu się rozeszły a wszelkie próby kontaktu z mojej strony są brutalnie odrzucane to i tak nadal tęsknie, kocham (jak braciszka kruszynkę...) i czekam... wierzę że kiedyś usłyszę wyjaśnienia tego naszego rozstania i będę czekać tak długo aż mi na to pozwoli życie. Kiedyś może napiszę długi list w którym opiszę wszystko to co się stało, co czuje i dlaczego a w załączniku dam jego list... ale napisać to jedno a odważyć się wysłać to drugie...  Jestem perfekcjonistką... listów mam już ponad setkę... (dobrych listów) ale żaden nie opisuje w pełni tego co siedzi we mnie...


czwartek, 6 sierpnia 2015

RATUNKU !!!

Każda z nas marzy o "Księciu z bajki", o tym że jak spotkamy tego jedynego to zagra muzyka a chórki w naszych głowach będą śpiewać głośne "oooooooo" i jeszcze o tym że ten pierwszy pocałunek z naszym wybrankiem będzie idealny i noga nam dygnie, że on będzie nas kochał i szanował i tak dalej... Zapomniałam dodać że ma być przystojny, bogaty, inteligentny i wrażliwy... I każda z nas powie że wygląd czy pieniądze nie są ważne (i oczywiście że nie) ale to jest idealny facet... IDEAŁ który przecież nie istnieje... Tylko dlaczego gdy już odkryłyśmy  swój ideał to szukamy tam gdzie nie ma najmniejszej szansy na jego znalezienie?? 

Dopiero teraz dociera do mnie koszmar tego co sie stało... Bark tej osoby która zrobiła mi taką krzywdę... Tak bardzo go nienawidzę jak go kocham...

Wracając do tego księcia o którym pisałam na początku... Mogę zacząć szukać "lepszego" takiego który jest bardziej zbliżony do ideału i na początku myślałam że tak właśnie zrobię... a tym czasem pierwsze co zrobiłam to znalazłam sobie pocieszyciela... po pierwszym pocałunku miałam ochotę uciekać z płaczem i bardzo szybko wróciłam do domu... okazało się że biegnąc w ramiona wcześniej wspomnianego pocieszyciela nie robię na złość osobie która mnie skrzywdziła i nie robię złudnych nadziei osobie do której poszłam... RANIĘ TYLKO SIEBIE!!

Czuje się pusta w środku... nie chcę mieć faceta... ich już mam po kokardki... ale nienawidzę bycia samą... Nie jestem desperatką... i nie szukam na siłę faceta ale dziwnie się czuje zasypiając sama w łóżku... nienawidzę tego uczucia... 

AAAAAAAAAAA... mam ochotę tylko krzyczeć, płakać, krzyczeć, ryczeć, wrzeszczeć... błagać o pomoc...

czwartek, 30 lipca 2015

To coś...

Macie taką rzecz która sprawia, ze po ciężkich chwilach nadal macie siłe wstawać z łóżka ?? Dla mnie (choć mam ekstremalne problemy z otworzeniem rano oczu) jest to muzyka... ale nie jakaś taka przeciętna... to musi być kawałek wszech czasów. Ja właśnie znalazłam taki kawałek który swoja drogą jest hitem w moim domku :) Piosenka która jest "projektem" (tak chyba mogę powiedzieć) Studia Accantus Które jest tak samo wybitne jak wszystkie ich piosenki :) Polecam każdemu przesłuchać i obejrzeć kilka utworów bo naprawdę są godne polecenia :P
Sami przesłuchajcie i oceńcie :)




piątek, 24 lipca 2015

Kolejna rana...

Tak dawno nie pisałam że zastanawiam się czy nadal umiem to robić... Wiem ze ja tu tylko smęcę i w dodatku tylko wtedy gdy coś się dzieje... ale nie umiem pisać o rzeczach dobrych bo mam wrażenie ze jak o nich napisze to ulecą...

Nie wiem gdzie jestem... na jakim etapie życia... Byłam zaręczona, ustaliliśmy datę ślubu... Ksiądz, sala... i wiecie co ?? Okazało się że facet tak po prostu mnie zdradzał... Straciłam grunt pod nogami... Dwa lata wspomnień i całe życie planów poszło gdzieś w eter... Usłyszałam ze to moja wina bo dawałam za mało czułości (może chodziło o seks) no cóż... Na pewno znajdzie sobie taką która da mu wszystko czego będzie potrzebował...

Poświęciłam wiele siebie... wiele marzeń, planów by stworzyć wspólne... By móc razem śmiać się i płakać, by w każdej chwili on miał przy sobie moją doń na dobre i złe... tak bardzo w nas wierzyłam, chciałam stanąć przeciwko całemu światu w momentach gdy wszyscy mówili ze nam sie nie uda. Stałam murem mówiąc że my będziemy inni... że my zawojujemy światem biorąc z niego jak najwięcej zostawiając stare blizny i rany za nami.

Jak się czuje dziewczyna zdradzana przez całe 8 miesięcy z dziewczyną która "nic dla niego nie znaczyła"? I to tuż przed ślubem? Chyba nie da się tego opisać... Nuż  plecy to mi może wbić przyjaciel... ale to ?? Nie umiem tego ani pojąć ani określić... na dzień dzisiejszy czuje wszystko i nic... rozpacz i obojętność... Chciałabym przespać całe moje przyszłe życie...





Już drugi raz na moim blogu ta piosenka ale dopiero teraz idealnie określa całą sytuację...
"We had magic"

środa, 24 grudnia 2014

Fascynacja została fascynacją

Fascynacja pozostała fascynacją i trudno... nie chciałam na siłę czegoś tworzyć a chciałam się przekonać. Ale nadal mam przed sobą pełno marzeń i planów. Nie mam zamiaru rezygnować z siebie dla kogoś. Absolutnie nie potrzebuje faceta. Może ktoś tam gdzieś jest mi pisany... może... i tego będę się trzymać. Jeśli tam jest i jest mi przeznaczony to w końcu się spotkamy :) A teraz ?? Studia, praca, rodzina i Święta.


Jest kilka rzeczy które bym chciała zrobić... chciałabym się rozwijać... Chcę  każdego kolejnego dnia nauczyć się czegoś nowego. Może być to jedno słówko w obcym języku, jeden chwyt, odnaleźć nowy wiersz... zakochać sie w nowej piosence czy zrobić notatki na następne zajęcia. Nie chcę więcej przeżywać bezproduktywnych dni. Chcę żeby moje życie cos znaczyło.







W tej wersji (tej cudownej piosenki) zakochałam się ostatnimi czasy :)

środa, 10 grudnia 2014

Stara/Nowa fascynacja ?

Jakby mnie ktoś jeszcze niedawno zapytał jak będzie wyglądał następny rok mojego życia nie miałabym żadnych wątpliwości. Odpowiedziałabym, że moje życie wgl się nie zmieni... Że może zacznę już planować ślub... Że będę za wszelka cenę starać sie być szczęśliwa z moim ukochanym. Tak po prostu.

A tu proszę... Ile zmian... ile nowych planów... Życie się przede mną otworzyło... nowe perspektywy... nowe marzenia... inne aspiracje. Nie spodziewałam się tego...  Po ponad roku rozstałam się z moim facetem... Minęło już trochę czasu  jak jestem sama i wiecie co ?? Początek był bardzo ciężki... początek ? Pierwszy tydzień był koszmarem ... nie wychodziłam z łóżka cały czas płakałam... i tak bardzo chciałam wrócić... Ale on zaczął mnie nękać a ja zdałam sobie sprawę ze on nigdy się nie zmieni... Że ja go nie kocham... ze nie chce z nim być. Pierwszy raz od ponad roku wyszłam z kolegą na piwo... bez niego... bez jego ciągłych telefonów... tak po prostu sobie wyszłam bez jakichkolwiek kontroli.

Nie szukałam miłości... nie chciałam nikogo... nie chciałam patrzeć na facetów. Tyle złego mnie spotkało i tylu ludzi już ja skrzywdziłam ze czas odpocząć... i ja od nich i oni ode mnie.

Nieoczekiwanie jednak odezwała się moja dawna fascynacja (nie mówię miłość bo nie znaliśmy sie dobrze... totalna fascynacja wyglądem... kilka pocałunków... krótkie wyznanie miłości... kilka zamienionych maili i wiadomości i chłopak wyjechał... na wojnę...  było kilka telefonów z jego strony ale przez barierę językową po prostu przestałam odbierać i kontakt sie urwał a fascynacja została tylko fascynacją. Był tylko jeden plus tej historii. Przyrzekłam sobie wtedy że nauczę się języka.) Ten chłopak pisał co jakiś czas ale nie miałam zamiaru mu odpisywać ... czułam do niego słabość zawsze gdy spoglądałam na jego zdjęcie ale to była tylko króciuteńka przygoda i to wszystko było tak odległe i tak nieprawdopodobne, że nie chciałam sobie mydlić oczu... i mu też... 2 razy nawet pisał, ze przyjedzie ale wtedy byłam w stałym związku i nie zgodziłam sie na to.  Teraz ?? Kiedy napisał poczułam, ze nie mam nic do stracenia... że chcę go poznać bo co mi szkodzi ?? Moi przyjaciele są w rozjazdach... Jestem tu w sumie sama... Nauczyłam sie języka w stopniu komunikatywnym i dzięki temu możemy spokojnie porozmawiać o wszystkim. I rozmawiamy... przez skypa, przez telefon, przez fb... rozmawiamy cały dzień... i zaczynam się zachowywać jak głupia gówniara... motylki w brzuchy... nie chce mi się jeść, nie umiem zasnąć... i tylko czekam aż przyleci... nie mieszka aż tak daleko bo to tylko Anglia ale jednak... Musimy nasze wolne w pracy zsynchronizować... jest to niemały wyczyn... Ale teraz naprawdę wiem że chce zobaczyć... spróbować bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie... Chcę zobaczyć czy moja fascynacja zrodzi sie w coś więcej czy to tylko fascynacja... tak wiec poczekam na niego cierpliwie.. w miedzy czasie postaram się go poznać jak tylko sie da i zobaczymy co z tego będzie... Nie chcę na siłę szukać jakiejś miłości... po prostu chcę sprawdzić czy przez te lata on coś poczuł... a może ja coś poczuję ???

środa, 5 listopada 2014

AKE



"Czas, nie leczy ran.
To my w swych czynach uzdrawiamy
Nasze chore dusze,
Dzieci naszych lęków."




Prawda jest taka że pisać nic nie trzeba... 
Piosenka sama się broni 

Kocham <3

piątek, 24 października 2014

I to na tyle...

Niestety los płata nam figle... Faktycznie się przeprowadziłam choć w wielkiej kłótni i żalach musiałam opuścić miejsce mojego pobytu... Dokładnie wczoraj po południu... Praca też była fajna niestety dzień przed podpisaniem umowy dość poważnie zachorowałam i pani szefowa zatrudniła kogoś innego... Tak wiec z cudownych zmian o jakich pisałam jeszcze miesiąc temu mogę z czystym sumieniem zostawić narzeczonego i studia... Studia są okej choć niewiele na dzień dzisiejszy rozumiem... Jest tylko jeden plus tej sytuacji... mam nieodparte wrażenie ze moja więź z ukochanym jest coraz silniejsza... w kłótniach staliśmy po jednej stronie bo kłóciliśmy się nie z sobą jak to często bywało ale z współlokatorka. Byliśmy jednym frontem jeśli chodzi o finanse czy odmienne zdania. W grę wchodziły problemy dnia codziennego (jeśli chodzi o wspólne mieszkanie) takie jak :
-obiad o tej a nie innej godzinie,
-palenie w piecu (jeśli chciało się mieć ciepła wodę na kąpiel),
-pusty zlew wieczorem,
-robienie śniadania do pracy mojemu ukochanemu,
-wstawanie do pracy,
-oszczędzanie wody i prądu,
-pieniądze.
Z tymi wszystkimi problemami radziliśmy sobie zaskakująco dobrze. Przywykłam do tego że kładę się obok niego wieczorem. Że robię mu obiad na 14.00 żeby od razu po procy miał ciepły posiłek choć wcale tego nie wymagał jakoś bardzo. Właśnie tego mi będzie brakowało... Mojego ukochanego na co dzień.

Jest też trochę plusów... Chodzi o to, że my jeszcze jesteśmy młodzi... mamy swoje domy rodzinne i wcale nie musimy utrzymywać kogoś na boku a w tym przypadku chodziło o dodatkowe utrzymanie kobiety z dzieckiem. Za te pieniądze byłoby nas stać raz za czas pojechac na randkę... do kina, na kolacje, na zakupy. Moglibyśmy rozpieszczać siebie nawzajem a nie martwić sie o pampersy dla (mimo wszystko) cudzego dziecka. Kocham to dziecko! I nie mam zamiaru rezygnować z kontaktów z moja małą SABINKĄ (jeśli mi tylko na to pozwoli matka dziecka).

Dokładnie 3 dni temu minął rok odkąd jestem z moim narzeczonym. Styrani po procy i całym dniu z dzieckiem położyliśmy się spać i zasnęliśmy. Dopiero następnego dnia rano dosziśmy do wniosku, że dzień tak perfidnej rutyny jest wspaniałym przeżyciem pierwszej naszej rocznicy bo choć powszechnie taki dzień uchodzi za rutynę dla nas wciąż był nowym doświadczeniem. Ale niech za rok spróbuje zapomnieć to mu nogi z dupy powyrywam !
Po prostu go kocham ! Z każdym dniem coraz bardziej i bardziej. Aż jestem w szoku że JA tak moge jeszcze kogoś KOCHAĆ.


Pewnej nocy leżąc obok mojego mężczyzny obiecałam mu, że jeżeli będzie takim dobrym człowiekiem, partnerem, przyjacielem (i kochankiem) za rok naprawdę zaczniemy planować ślub <3
Ciekawe co z tego wyniknie ???

środa, 24 września 2014

Zmiany !

  Dostałam się na studia. Na te które chciałam choć w trybie zaocznym. Zależało mi by  dostać się na dzienne aczkolwiek teraz chyba nie żałuje bo znalazłam pracę (wracam na stare śmieci ORLEN lecz już z nowym szefem choć w tym samym miejscu). Znalazłam sobie mieszkanie które mam nadzieje będzie moim nowym domem choć będę miała współlokatorkę która już sobie mieszka piętro niżej w tym samym domku z dzieciaczkiem. Takim dziwnym trafem się złożyło że ta lokatorka stała się moja bardzo dobra koleżanką (żeby nie powiedzieć przyjaciółką). Historia dość śmieszna bo najpierw opiekowałam się jej przepiękną dziesięciomiesięczną córeczką w domu opieki z projektu Unii Europejskiej i tak z dnia na dzień zaczęłyśmy się dogadywać a Sabinka (jej córka) skradła moje serce do tego stopnia że wiem iż bez tej małej moje życie straci taki blask jaki dzięki niej otrzymałam. Dziewczyna jest samotną matką i jest po prostu moim autorytetem silnej, niezależnej, kochającej, troskliwej, prawdziwej kobiety. Tak wiec żeby jej pomóc i sobie i wszystkim do okola ułatwić życie zamieszkam sobie z nią. Dodatkowo oficjalnie zostałam narzeczoną... Jak to dziwnie brzmi... Jestem już z moim partnerem niecały rok i choć ślubu nie będziemy jeszcze planować jakiś dłuższy czas to obietnica przyszłego wspólnego życia została wypowiedziana obustronnie.
  Reasumując :
1. Przeprowadzka,
2. Studia,
3. Praca,
4. Narzeczony,
5. Nowa przyjaźń,
6. I zostałam przyszywaną CIOTKĄ dla mojego maleństwa kochanego :D

  Ale co z uczuciami?
Bardzo żałuję że mój przyjaciel którego nie ma ze mną od ponad półtorej roku nie może cieszyć sie ze mną. Ciężko mi na samą myśl że oboje zaczynamy nowe życie, oboje sie przeprowadzamy, oboje będziemy studiować a ja nie mogę z nim porozmawiać o naszych obawach, strachach i szczęściu... Straszna pustka po jego utracie wcale nie maleje z czasem... chyba nawet rośnie... I przy każdej poważnej zmianie w moim życiu chcąc nie chcęc odczuwam ja znacznie boleśniej bo nie mogę mu o niej opowiedzieć.

wtorek, 29 lipca 2014

Co czuje ??

To nie jest tak, że przez ten wyjazd moje problemy zniknęły... że nie boli mnie to co mnie bolało czy też, że już nie ciąży mi to co kiedyś było potwornym ciężarem... Po prostu zaczęłam patrzeć na moje życie przez pryzmat innych ludzi... ludzi których nikt nie chce a oni sami dla siebie są niewystarczalni... Okropnie brzmi "nikt ich nie chce" ale w sumie taka jest najbardziej prosta prawda powiedziana prostym rzeczowym językiem...
Wracając do tematu... Dalej są rzeczy które mnie dotykają ale zostały przeniesione na półkę w moim umyśle która jest mniej ważna... gdzieś tam na drugi plan.
Teraz ktoś mnie potrzebuje... I to tak szczerze, naprawdę... Oni nie udają gdy po długim czasie oczekiwania uśmiechają się w sposób dzięki któremu mięknie mi serce i oczy zachodzą łzami wzruszenia. Teraz wiem, że dzięki mnie ludzie mają na co czekać i po co przeżywać kolejny (już tysięczny) tydzień sami w obskurnym, śmierdzącym pokoju w domu opieki gdzie zostawiają całą rentę na marną opiekę i pielęgniarki, które wieki temu zapomniały jak się uśmiechać do ludzi.
Nie mogę spędzać tam tyle czasu ile bym chciała... znalazłam pracę i wiele zaplanowanych spotkań z Agnieszką i Joachimem musiałam odwołać. Na tym etapie przemyśleń jest mi trochę smutno, że tak niewielu z NAS (sprawnych, szczęśliwych, zdrowych) ludzi może być dla kogoś źródłem szczęścia. Lecz największą tajemnicą w tym wszystkim jest to, że to ja zostałam w pewien sposób uleczona. Za mój uśmiech, czas i samą osobę dostałam świadomość własnego szczęścia i tego, że jestem wartościowym, ważnym człowiekiem. Nie wiem czy ja nie dostaje dużo więcej od ludzi którym sama się staram pomóc...
To jest piękne... już teraz rozumiem co znaczy, że dzielenie miłości ją mnoży :)

wtorek, 22 lipca 2014

Tajemniczy sekret, jak zapełnić pustkę w życiu, odnaleźć sens i być szczęśliwym, odnaleziony :)

Tak naprawdę nie ma nic prostszego i nie istnieje nic innego co da Ci tyle szczęścia co poświecenie siebie, własnego czasu, uwagi i miłości.
Okazało się że dawanie radości innym jest jedyną drogą do bycia szczęśliwym i spełnionym.
Jak na to wpadłam?

Wszystko zaczęło się tak...
25 lat temu mój tato założył organizacje KTPSI (Kluczborskie Towarzystwo Pomocy Sprawnym Inaczej) wiedziałam o tym i była to powszechna i wszystkim znana informacja ale nigdy się o tym jakoś nie rozmawiało... Co roku jest organizowany obóz dla tych sprawnych inaczej członków tej organizacji zwanych MUMINKAMI... Nigdy mnie to jednak za bardzo nie pociągało i nigdy tak naprawdę o tym nie myślałam...  Dnia 05.07.2014 otrzymałam telefon od pani prezes tejże organizacji, że brakuje im kobiet na obóz a z racji tego iż jestem "córką mojego ojca" pomyślała o mnie, powiedziała jeszcze że obóz zaczyna sie 12.07.2014 ii czy mogłabym jej dać znać odpowiednio wcześniej... Nie chciałam jechać i byłam zdecydowana by odmówić... widziałam zawód w oczach taty ale no cóż... Bardzo mi sie nie uśmiechało przez 8 dni bujać się z dziwnymi ludźmi opiekując sie nimi 26/h... Tak więc 10.07.2014... Zmęczona życiem, pełna pustki i rozpaczy z powodu mojego żałosnego życia wzięłam telefon i dzwonie do tej całej pani prezes powiedzieć że ja odpadam... I wiecie co ?? Usłyszałam taką nadzieję w jej głosie że powiedziałam tylko że jadę... Wstrząśnięta tym co powiedziałam wiedziałam, ze nie ma już odwrotu i po prostu jak w transie poszłam się pakować wściekła na siebie za to co się stało. Spakowana i gotowa na 8 dni piekła pojechałam pod kościół żeby stamtąd pojechać na miejsce... Pod kościołem czekała już dziewczyna którą miałam się opiekować i po prostu ścisnęło mnie w żołądku z przerażenia... dziewczyna 38 lat... jakaś skrzywiona... do tego powłóczy nogami... po prostu koszmar... Jej mama podaje mi siatkę tabletek i zarzuca informacjami co, gdzie, na co i o której powinna brać... masakra. Chciałam tylko uciekać i nie pakować się w to wszystko ale było już za późno... Pojechałam i gdy znalazłam sie na miejscy przez pierwsze dwie, trzy godziny byłam przerażona i nie wiedziałam co robię w takim miejscu...
Okazało się że ten obóz otworzył mi oczy na tak wiele różnych spraw... odpowiedział na tyle pytań a ludzi z stamtąd pokochałam jak nikogo innego na świecie. Myślałam ze to będzie ciężka praca ale chciałam oddać im całą siebie z poczucia obowiązku i litości a okazało się, że oni dają sie 100 razy więcej. Szczery uśmiech, prawdziwe podziękowania, miłość w oczach... słowa "kocham Cię" wypowiedziane w taki sposób, że mięknie Ci serce i cisną się łzy do oczu... Spotkało mnie niewyobrażalne szczęście...
Na dzisiaj to tyle ale to tylko krotki wstęp... Wiem że tego co się tam stało nie da sie opisać słowami... Ale będę próbować i opowiadać bo dostałam więcej niż na to zasłużyłam za marną pomoc, chwilkę uwagi i delikatny uśmiech...




To zdjęcie z ostatniej dyskoteki i chociaż mam głupawy uśmiech była to moja najlepsza potańcówka w całym moim życiu :)
Z Joachimem :*


czwartek, 26 czerwca 2014

ZAGUBIONA

Wczoraj... Przeżyłam dwugodzinną rozmowę z dobrym kolegą i naprawdę cieszyłam się, że mogę z kimś szczerze pogadać. Weszłam do domu lżejsza i (wydawałoby się) mocniejsza po czym stanęłam w korytarzu i nie bardzo wiedziałam co się dzieje... Poczułam się zgubiona... wyobcowana... samotna... weszłam do mojego (wiecznie zasyfionego) pokoju i rozpaczliwie grzebałam w szafkach... po co ?? W jakim celu ?? SZUKAŁAM tylko nie wiem czego w czeluściach nigdy nie otwieranych szafek... Czułam się przytłoczona, jakby na moją dusze w jednej chwili spadł fortepian grający ponurą melodię a moją pamięć i zdrowy rozsądek zablokowała rozpacz... a może strach? Nie umiem opisać dokładnie tego jak się czułam...
Łzy spływały mi po policzkach ogromnymi kroplami... makijaż szczypał mnie w oczy a ja ciągle przekopywałam pokój chyba nie bardzo świadoma tego co tak naprawdę robię... W rękę wpadł mi zeszyt z moimi piosenkami którego kiedyś bardzo szukałam i chyba pogodziłam się już z jego strata (choć to bolesna i wielka strata gdyż to tak naprawdę wszystko do czego sama doszłam i jestem z tych piosenek bardzo dumna) Niestety nie poczułam się ani trochę lepiej. I nagle trzymałam w dłoni pudełko wyciągnięte z głębin pod moim łóżkiem... kilka ważnych zdjęć, książka (prezent na święta), słuchawki (prezent z innej okazji), 2 wisiorki dla niego i dla niej (nigdy nie założone, ostatni prezent... osiemnastkowy), zasuszony kwiat storczyka (od NIEGO), pełno kartek (wygłupy na lekcjach, jakieś liściki, bazgroły, JEGO PISMO) i lista piosenek którą kiedyś mi napisał (nigdy jej nie przesłuchałam). Usiadłam i usłyszałam własne łkanie... puściłam po kolei każdą piosenkę... potem jeszcze raz i jeszcze raz... Ponad rok temu się zgubiłam i nie mam pojęcia jak wrócić do domu ? Do tego PRAWDZIWEGO domu dla mojej duszy który jest/był przy nim...
To mój PRZYJACIEL a ja po prostu tak bardzo tęsknię... Moja bratnia dusza...

GDZIE JEST SPEŁNIENIE?
GDZIE JEST SPOKÓJ?
GDZIE JEST DOM?

wtorek, 17 czerwca 2014

Praca ?

Chyba czas znaleźć sobie jakąś pracę... Ale jaką ?
Pracowałam już na stacji paliw, jako kelnerka na weselach, zbierałam truskawki, śpiewałam w zespole weselnym i nawet klaunem byłam... Ale sezon na klauna się skończył i zostałam bez pracy i moich małych środków pieniężnych...
Żadna z tych prac nie była dla mnie przyjemna... znaczy śpiewanie na weselach przynosiło mi i pieniądze i satysfakcję ale zespół się rozpadł i niestety to już przeszłość...

Co teraz ?? Coś na 100% sobie znajdę... ale co i kiedy ??

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Ona i On ?

Fascynujące... widziałam wczoraj kolejny raz parę... Przedziwną choć nigdy tak na nią nie patrzyłam, wgl nigdy nie określiłam jej słowami aż do wczoraj. 
Ona ? 
Niższa od niego w rozmiarze XXL
On ? 
Wysoki i chudy jak patyk w rozmiarze S (czasem w porywach M)
Ona? 
Ubrana cała na czarno: spodnie w glanach, luźna męska koszulka 
i bluza z kapturem na głowie.
On?
Najzwyklejsze dżinsy, zielona koszulka, kurtka w kratę
(nijak wszystko do siebie pasuje) 
Ona?
Odważna czerwonowłosa dziewczyna z dobrej rodziny.
On?
Nieśmiały blondasek z rodziną dającą wiele do życzenia.
Ona?
Zna swoją wartość.
On?
nie wierzy w siebie i ma mnóstwo kompleksów. 
Ona?
Ma mnóstwo marzeń i planów na przyszłość.
On?
Dopiero uczy się marzyć.
Ona?
Stanowcza.
On?
Uległy.


Po opisaniu ich obojga i zestawieniu da się dostrzec, że parą są dziwną. Ale jedna rzecz zmienia kąt postrzegania. Jego oczy.
On patrzy się na nią tak jakby była ósmym cudem świata. A ona przy nim naprawdę czyje się kochana.
W jego oczach można dostrzec tyle miłości, że dało by się wypełnić nią ocean. I wcale nie przesadzam.
W sposobie jaki ją obejmuje i dotyka można wyczytać wszystko.
I teraz najlepsze...
Zapomniałam dodać, ze widziałam tą parę przed randką w kinie... W moim prywatnym lustrze na korytarzu.
Tak... to ja i mój chłopak...
Jesteśmy dziwną parą... 
Ale może przeciwieństwa się przyciągają ?