wtorek, 26 lipca 2016

Szukać pomysłu...

  Kiedy coś posiadasz to nie na zawsze... to trzeba wiedzieć... Wszystko ma swój czas... Każdy moment... każdy sen i każde marzenie. Nie możemy być pewni nawet samych siebie a co dopiero innych ludzi. Ale trzeba wierzyć i brać z życia to co najlepsze teraz. Jeśli kochasz to trzeba kochać całym sercem jakby jutra miało nie być... bo kto wie czy będzie jakieś jutro?

  Mimo wszystko czas pomyśleć całkiem o sobie... Muszę się skupić i zrobić coś co nie dość że będzie przynosić mi satysfakcję to jeszcze pieniążki...nie chcę całe życie być za kasą (choć tą pracę lubię) ale jeśli mam pracować po 220 godzin w miesiącu to wole robić dla siebie niż pracować na czyjeś marzenia. Do tego już doszłam... teraz pytanie co to takiego może być? Czym się można zająć... czemu poświęcić?



Myśl misiu myśl :D

środa, 29 czerwca 2016

dzieciątko...

Miałam dziś sen, który uświadomił mi, że całe życie będzie dotykał mnie brak dziecka... Śniło mi się, że urodziłam i tak bardzo kochałam... To dziwne, że sen może wywołać tak prawdziwe uczucia, emocje.. Teraz ciężko mi się pozbierać. Cały czas przed oczami mam to maleństwo dające mi tyle miłości i radości. Niby pogodziłam się z moim problemem... Wiem, ze dzieci swoich biologicznych mieć nie będę. Eh... To chyba moje największe marzenie... stworzyć dużą szczęśliwą rodzinę i taka właśnie będę miała... Dzieci mogę adoptować a szczęście przyjdzie z miłością i szacunkiem.

czwartek, 23 czerwca 2016

ZMIANY !!!

Czy to wszystko musi tak wyglądać? Podejmuje decyzje i chce w nich trwać... czuję się szczęśliwa... mam wrażenie że może znalazłam miłość swojego życia...  Aczkolwiek dlaczego z przyjściem ważnych osób odchodzą inne ? Te może troszkę mniej ważne ale jakże istotne... eh... Trudno... jeśli ktoś chce odejść to niech odchodzi... nikogo na siłę trzymać nie będę i choć niektóre odejścia bolą bardziej niż inne może to po prostu ten czas... może Ci ludzie spełnili jakąś ważną rolę w moim życiu i po prostu teraz zaczynają być toksyczni... (tak to odbieram) Jestem delikatnie zawiedziona obrotem niektórych spraw ale ostatecznie tak to działa... ludzie przychodzą i odchodzą a my musimy z tym żyć i wyciągnąć z tych znajomości jak najwięcej a ja mam za co dziękować :)
Dużo dobrego mnie spotkało w ostatnim czasie i jestem za to ogromnie wdzięczna wiec nie zamierzam się użalać.

W kwestiach sercowych poczułam się nagle tak stabilnie i pewnie, że pierwszy raz w życiu zwróciłam uwagę na siebie i to co robię. Mam pracę którą lubię ale czuję się wykorzystywana... mam studia które chce skończyć ale nie odpowiadają mi ludzie i atmosfera... mam marzenia ale bałam się zrobić pierwszy krok... nigdy nie umiałam posłuchać siebie na tyle by to dostrzec. Więc tak... Czas to zmienić... podjęłam decyzję... dziekanka na rok by zmienić otoczenie i ludzi... w tym czasie zrobię roczną szkołę wizażu (moje małe marzenie do którego bałam się zrobić ten mały kroczek a już złożyłam papiery :D ) i poszukam innej pracy... może w tej samej sieci ale w innym miejscu? Zastanawiam się nad zmianą miejsca zamieszkania... mam spore możliwości bo muszę się trzymać w promieniu 50 km od miejsca zamieszkania mojego mężczyzny... teraz nas tyle dzieli co oznacza ze mam spore pole do popisu... Opole, Wrocław, Kluczbork, Brzeg... tyle miejsc i tyle miejsc pracy ale poważnie myślę o Opolu bo tam studiuję... Wynająć pokoik z siostrą... znaleźć pracę i może jakiś jeszcze super kierunek... chodzi mi po głowie nagle tyle fajnych szkół... kursów, i kierunków studiów... może nauka o rodzinie? studia dzienne ale tylko 2 dni w tygodniu... do tego jakaś elastyczna praca i można żyć :D
Życzę sobie i wam powodzenia w podejmowaniu ciekawych decyzji :)
A ludziom którzy chcą odejść krzyżyk na drogę... niech krocza bezpiecznie i robią coś o czym ludzie będą mówić bo to są dobrzy ludzie :)




"Jeśli chciałbyś odejść, odejdź... 
kto poradzi sobie lepiej jak nie ja ?"

niedziela, 22 maja 2016

Być dla kogoś światłem...

Hmmm... nie mam pojęcia jak to jest...
Wiem o czym marzę... wiem czego chcę ale tak się boje ze skończy się zanim się na dobre zacznie.
Z jednej strony czuję się tak jakbym już była odporna na odrzucenie... bo przecież zawsze kiedy poświęcam część siebie (a robię to za każdym razem, mimo wszystkich obietnic skierowanych w moją stronę przeze mnie...) i kiedy tylko podejmę decyzje to nagle coś się dzieje... Zostaje sama. Dostaje kolejny raz i choć na samym początku brałam pod uwagę taka możliwość to zawsze dotyka i boli...
Mam też taką przypadłość że jak mi na czymś zależy to trzymam się tego kurczowo (za bardzo). Teorie znam... wiem ze jak będziesz ściskać pięść ze stworzonkiem to ono się udusi... ale strach przed odrzuceniem paraliżuje i czasem każe trzymać mocno...
Hm... Zawsze byłam traktowana przedmiotowo... Dawałam się "używać" bo chciałam substytutu miłości, szacunku, dobra, troski, bezpieczeństwa... I co mi to dało ? No właśnie...

Aż boje się pisać że kogoś poznałam bo zawsze jak to robię to ten ktoś znika. Ale tak... poznałam faceta który przynosi mi kwiaty na spotkania... otwiera przede mną drzwi gdy wchodzę i wychodzę z auta... próbuje mnie zaskoczyć... udowodnić że jestem najważniejsza... (i wiem że to powinno być normalne) ale ja to przeżywam pierwszy raz... To jedyny facet który nie patrzy na mnie przez pryzmat biustu czy seksu... Czuję się jakby chciał mi podarować coś więcej... Coś czego jeszcze nie skosztowałam... nie pożądanie a troskę... ja wiem ze to brzmi idiotycznie(fakt ze się tym zachwycam) ale on chce rozmawiać... słucha mnie, interesuje się mną... wzruszyłam się gdy puścił w aucie play listę mojego ulubionego zespołu (a ja ledwo wspomniałam na pierwszym spotkaniu że lubię jakąś tam ich piosenkę...) Jestem zafascynowana tym jak go odbieram... dobry, szarmancki... wydaje się stabilny... zdecydowany... a ja czuję niepokój że coś zepsuję... że za bardzo... albo za lekko będę trzymać ta relacje... nie umiem trwać w związku z normalnym, dobrym człowiekiem... (chyba nigdy nie miałam takiej okazji) Nie chcę g skrzywdzić i nie chcę zostać skrzywdzona... chce żeby wszystko było dobrze... tym razem chce po prostu żeby było stabilnie... odpowiedzialnie i dobrze...

A czuję się tak:


Chcę się tak czuć... chcę być dla kogoś światłem... PROSZĘ... niech to będzie prawda... niech wszystko co się dzieje, odczuwam i odczytuje było prawdą... j

środa, 30 marca 2016

Fascynacja part 2

Czy każdy człowiek ma takiego drugiego człowieka o którym nigdy nie przestanie fantazjować? No nie wiem... ja mam takiego jednego ludzia o, którym myślę częściej lub rzadziej w zależności od tego na jakim etapie jestem... życiowym i emocjonalnym. Ten mój człowiek o którym tak długo fantazjuję to moja stara fascynacja o której pisałam ponad rok temu...


znowu mamy kontakt… Delikatnie… powoli poznajemy się na nowo… tak jest odkąd pierwszy raz go poznałam… Całe osiem lat… znikanie, wracanie… poznawanie się na nowych etapach naszych żyć…może on czeka aż będę na jego poziomie ? Może sprawdza? Czasem mam takie wrażenie…  Tak jakby sprawdzał czy już dorosłam by z nim być… Pierwszy raz byliśmy dziećmi… znaczy ja byłam… okłamałam go co do wieku… potem po trzech latach znowu przyjechał… ale dalej byłam dzieckiem… nagle jestem samodzielną, dorosłą kobietą z dobrym językiem…  niezależna… Mogę podejmować własne decyzje i polegam na sobie. Pierwszy raz odkąd się znamy jestem tak w 100% zależna od siebie… może to jest jakaś kategoria która pozwoli nam spróbować? Problem polega na tym ze bardziej jak faceta traktuję go jak marzenie… fantazję… coś co nie istnieje… 
Czy ta fascynacja nadal będzie tylko fascynacją? Istnieje spore ryzyko że tak... Aczkolwiek... jeśli go nie spotkamy w przeciągu 7 dni to zamknę ten ośmioletni okres fantazjowania na zawsze... A nasze spotkania zawsze graniczą z cudem... Piszemy ze sobą często ale żeby się spotkać... w przeciągu ośmiu lat udało się to dwa razy... jak będzie tym razem ? Wszystko rozegra sie na dniach... tak naprawdę to w przeciągu dwóch dni powinnam się dowiedzieć co i jak...  a potem ?? 
Witaj Holandio !! Już po raz drugi w tym roku :D


Zakochana w Domowych Melodiach 




wtorek, 29 marca 2016

Życie = puzle ?

Kiedy próbuję coś sobie poukładać to jakimś dziwnym trafem zawsze coś gdzieś nie pasuje… to tak jakby moje życie było jedną  wielką planszą drobnych puzli na której kilka jest chyba z innego kompletu…(tyle ze są niezbędne do funkcjonowanie) jakkolwiek bym ich nie ułożyła coś nie gra… Czy próba przyklejenia ich na taśmie to ruch aż za bardzo desperacki ? Czasem jest tak dziwnie… wierzysz i masz nadzieje że jakoś tak to wszystko samo się rozwiąże, UŁÓŻ…  ale wiatr w moim życiu wiele albo za lekko by poprzestawiać te kawałki…  Albo  jednorazowo  zawieje by wszystko spadło na podłogę i zamieniła się w totalny chaos.


Mój komplet puzli wzbogacił się o dwóch wspaniałych ludzi… mam nadzieję że szczerych przyjaciół. Jak na razie łączy nas jakaś taka bezinteresowna pomoc, zabawa, zaufanie, bliskość. Tych dwoje ludzi to już dowód na to, że znowu coś nie będzie pasować bo nawet oni nie pasują do siebie nawzajem… może sama komplikuje sobie życie ale jakoś tak potrzebuje ich oboje. 


Chyba nadszedł czas na postawienie sobie jakiś celów i terminów na ich realizację.
Mam nadzieję, że układanie tych puzelków od nowa pozwoli mi się pozbyć tych zbędnych... 
ludzi, wspomnień, sytuacji, postaw...
[trzymajcie kciuki]