Był.
Zwyczajnie był i zarzekał się, że to już na zawsze, że nie zostawi, że
kocha. Potrafiłam dla niego zrobić wszystko, byleby był szczęśliwy.
Kiedy tylko mnie potrzebował, zawsze byłam, dzwoniłam, nie spałam po
nocach, byle tylko móc słyszeć Jego głos, czy pomóc mu w jakikolwiek
sposób rozmową. Był ważniejszy od rodziny, koleżanek, od wszystkich.
Zawsze liczył się tylko On, był najważniejszy, kocham
Go. Ale przychodzi moment, kiedy stajesz, zaciągasz ręczny w swoim
życiu, bierzesz głęboki oddech i uważnie czytasz drogowskazy - kolejne
kierunki, znaki, drogi, którymi możesz podążyć. a w głębi coś pęka, bo
jedyne, co wydaje się na tą chwilę właściwe to cofnięcie się, ruszenie
wstecz - do tych uśmiechów, do każdej z tych rozmów, do obietnic, które
nie zostały dopełnione, do słów, do Jego głosu, dotyku, ciepła Jego
oddechu. stoisz ze wspomnieniem zapewnień, że zasługujesz na kogoś
lepszego, podczas kiedy serce wali jak oszalałe o żebra wygłaszając
swoje racje z przypomnieniem, że On był wszystkim.!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz