To nie jest tak, że przez ten wyjazd moje problemy zniknęły... że nie boli mnie to co mnie bolało czy też, że już nie ciąży mi to co kiedyś było potwornym ciężarem... Po prostu zaczęłam patrzeć na moje życie przez pryzmat innych ludzi... ludzi których nikt nie chce a oni sami dla siebie są niewystarczalni... Okropnie brzmi "nikt ich nie chce" ale w sumie taka jest najbardziej prosta prawda powiedziana prostym rzeczowym językiem...
Wracając do tematu... Dalej są rzeczy które mnie dotykają ale zostały przeniesione na półkę w moim umyśle która jest mniej ważna... gdzieś tam na drugi plan.
Teraz ktoś mnie potrzebuje... I to tak szczerze, naprawdę... Oni nie udają gdy po długim czasie oczekiwania uśmiechają się w sposób dzięki któremu mięknie mi serce i oczy zachodzą łzami wzruszenia. Teraz wiem, że dzięki mnie ludzie mają na co czekać i po co przeżywać kolejny (już tysięczny) tydzień sami w obskurnym, śmierdzącym pokoju w domu opieki gdzie zostawiają całą rentę na marną opiekę i pielęgniarki, które wieki temu zapomniały jak się uśmiechać do ludzi.
Nie mogę spędzać tam tyle czasu ile bym chciała... znalazłam pracę i wiele zaplanowanych spotkań z Agnieszką i Joachimem musiałam odwołać. Na tym etapie przemyśleń jest mi trochę smutno, że tak niewielu z NAS (sprawnych, szczęśliwych, zdrowych) ludzi może być dla kogoś źródłem szczęścia. Lecz największą tajemnicą w tym wszystkim jest to, że to ja zostałam w pewien sposób uleczona. Za mój uśmiech, czas i samą osobę dostałam świadomość własnego szczęścia i tego, że jestem wartościowym, ważnym człowiekiem. Nie wiem czy ja nie dostaje dużo więcej od ludzi którym sama się staram pomóc...
To jest piękne... już teraz rozumiem co znaczy, że dzielenie miłości ją mnoży :)
wtorek, 29 lipca 2014
wtorek, 22 lipca 2014
Tajemniczy sekret, jak zapełnić pustkę w życiu, odnaleźć sens i być szczęśliwym, odnaleziony :)
Tak naprawdę nie ma nic prostszego i nie istnieje nic innego co da Ci tyle szczęścia co poświecenie siebie, własnego czasu, uwagi i miłości.
Okazało się że dawanie radości innym jest jedyną drogą do bycia szczęśliwym i spełnionym.
Jak na to wpadłam?
Wszystko zaczęło się tak...
25 lat temu mój tato założył organizacje KTPSI (Kluczborskie Towarzystwo Pomocy Sprawnym Inaczej) wiedziałam o tym i była to powszechna i wszystkim znana informacja ale nigdy się o tym jakoś nie rozmawiało... Co roku jest organizowany obóz dla tych sprawnych inaczej członków tej organizacji zwanych MUMINKAMI... Nigdy mnie to jednak za bardzo nie pociągało i nigdy tak naprawdę o tym nie myślałam... Dnia 05.07.2014 otrzymałam telefon od pani prezes tejże organizacji, że brakuje im kobiet na obóz a z racji tego iż jestem "córką mojego ojca" pomyślała o mnie, powiedziała jeszcze że obóz zaczyna sie 12.07.2014 ii czy mogłabym jej dać znać odpowiednio wcześniej... Nie chciałam jechać i byłam zdecydowana by odmówić... widziałam zawód w oczach taty ale no cóż... Bardzo mi sie nie uśmiechało przez 8 dni bujać się z dziwnymi ludźmi opiekując sie nimi 26/h... Tak więc 10.07.2014... Zmęczona życiem, pełna pustki i rozpaczy z powodu mojego żałosnego życia wzięłam telefon i dzwonie do tej całej pani prezes powiedzieć że ja odpadam... I wiecie co ?? Usłyszałam taką nadzieję w jej głosie że powiedziałam tylko że jadę... Wstrząśnięta tym co powiedziałam wiedziałam, ze nie ma już odwrotu i po prostu jak w transie poszłam się pakować wściekła na siebie za to co się stało. Spakowana i gotowa na 8 dni piekła pojechałam pod kościół żeby stamtąd pojechać na miejsce... Pod kościołem czekała już dziewczyna którą miałam się opiekować i po prostu ścisnęło mnie w żołądku z przerażenia... dziewczyna 38 lat... jakaś skrzywiona... do tego powłóczy nogami... po prostu koszmar... Jej mama podaje mi siatkę tabletek i zarzuca informacjami co, gdzie, na co i o której powinna brać... masakra. Chciałam tylko uciekać i nie pakować się w to wszystko ale było już za późno... Pojechałam i gdy znalazłam sie na miejscy przez pierwsze dwie, trzy godziny byłam przerażona i nie wiedziałam co robię w takim miejscu...
Okazało się że ten obóz otworzył mi oczy na tak wiele różnych spraw... odpowiedział na tyle pytań a ludzi z stamtąd pokochałam jak nikogo innego na świecie. Myślałam ze to będzie ciężka praca ale chciałam oddać im całą siebie z poczucia obowiązku i litości a okazało się, że oni dają sie 100 razy więcej. Szczery uśmiech, prawdziwe podziękowania, miłość w oczach... słowa "kocham Cię" wypowiedziane w taki sposób, że mięknie Ci serce i cisną się łzy do oczu... Spotkało mnie niewyobrażalne szczęście...
Na dzisiaj to tyle ale to tylko krotki wstęp... Wiem że tego co się tam stało nie da sie opisać słowami... Ale będę próbować i opowiadać bo dostałam więcej niż na to zasłużyłam za marną pomoc, chwilkę uwagi i delikatny uśmiech...
Okazało się że dawanie radości innym jest jedyną drogą do bycia szczęśliwym i spełnionym.
Jak na to wpadłam?
Wszystko zaczęło się tak...
25 lat temu mój tato założył organizacje KTPSI (Kluczborskie Towarzystwo Pomocy Sprawnym Inaczej) wiedziałam o tym i była to powszechna i wszystkim znana informacja ale nigdy się o tym jakoś nie rozmawiało... Co roku jest organizowany obóz dla tych sprawnych inaczej członków tej organizacji zwanych MUMINKAMI... Nigdy mnie to jednak za bardzo nie pociągało i nigdy tak naprawdę o tym nie myślałam... Dnia 05.07.2014 otrzymałam telefon od pani prezes tejże organizacji, że brakuje im kobiet na obóz a z racji tego iż jestem "córką mojego ojca" pomyślała o mnie, powiedziała jeszcze że obóz zaczyna sie 12.07.2014 ii czy mogłabym jej dać znać odpowiednio wcześniej... Nie chciałam jechać i byłam zdecydowana by odmówić... widziałam zawód w oczach taty ale no cóż... Bardzo mi sie nie uśmiechało przez 8 dni bujać się z dziwnymi ludźmi opiekując sie nimi 26/h... Tak więc 10.07.2014... Zmęczona życiem, pełna pustki i rozpaczy z powodu mojego żałosnego życia wzięłam telefon i dzwonie do tej całej pani prezes powiedzieć że ja odpadam... I wiecie co ?? Usłyszałam taką nadzieję w jej głosie że powiedziałam tylko że jadę... Wstrząśnięta tym co powiedziałam wiedziałam, ze nie ma już odwrotu i po prostu jak w transie poszłam się pakować wściekła na siebie za to co się stało. Spakowana i gotowa na 8 dni piekła pojechałam pod kościół żeby stamtąd pojechać na miejsce... Pod kościołem czekała już dziewczyna którą miałam się opiekować i po prostu ścisnęło mnie w żołądku z przerażenia... dziewczyna 38 lat... jakaś skrzywiona... do tego powłóczy nogami... po prostu koszmar... Jej mama podaje mi siatkę tabletek i zarzuca informacjami co, gdzie, na co i o której powinna brać... masakra. Chciałam tylko uciekać i nie pakować się w to wszystko ale było już za późno... Pojechałam i gdy znalazłam sie na miejscy przez pierwsze dwie, trzy godziny byłam przerażona i nie wiedziałam co robię w takim miejscu...
Okazało się że ten obóz otworzył mi oczy na tak wiele różnych spraw... odpowiedział na tyle pytań a ludzi z stamtąd pokochałam jak nikogo innego na świecie. Myślałam ze to będzie ciężka praca ale chciałam oddać im całą siebie z poczucia obowiązku i litości a okazało się, że oni dają sie 100 razy więcej. Szczery uśmiech, prawdziwe podziękowania, miłość w oczach... słowa "kocham Cię" wypowiedziane w taki sposób, że mięknie Ci serce i cisną się łzy do oczu... Spotkało mnie niewyobrażalne szczęście...
Na dzisiaj to tyle ale to tylko krotki wstęp... Wiem że tego co się tam stało nie da sie opisać słowami... Ale będę próbować i opowiadać bo dostałam więcej niż na to zasłużyłam za marną pomoc, chwilkę uwagi i delikatny uśmiech...
To zdjęcie z ostatniej dyskoteki i chociaż mam głupawy uśmiech była to moja najlepsza potańcówka w całym moim życiu :)
Z Joachimem :*
Z Joachimem :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)