wtorek, 25 czerwca 2013

Żałuję...boję się... czekam.

Poszłam na spacer... nie umiałam myśleć... nie umiałam się skupić... Za to poczułam: podmuch wiatru... jakże delikatny a jakże przeszywający i zimny, poczułam krople deszczu, zapach skoszonej trawy i uderzający w twarz i serce ból. Coraz częściej łapię się na tym, że zapominam iż wszystkie moje wspomnienia miały miejsce naprawdę... że to nie był tylko sen. Ale tak namacalnie go nie ma, że aż trudno w tym momencie uwierzyć, że kiedyś był... Tak idealny... tak blisko... tak szczerze... po prostu był. Jak przypominam sobie pierwszy dnień gdy złapał mnie za rękę to nie umiem powstrzymać kręcącej się w oku łzy. A potem usłyszałam piosenkę... Tą którą kiedyś mi puścił mówiąc, ze jak ją usłyszał to od razu pomyślał o mnie. Aż mi sie serce. To wszystko zaczyna się robić nudne jak flaki z olejem ale nic nie umiem poradzić na to, że tak  reaguję. Tak się boję... boję się ze ten żal i strata zamieni się w gniew i nienawiść i jeżeli kiedyś przyjdzie taki dzień i on zrozumie tą prawdziwą przyjaźń która nas łączyła to ja nie będę w stanie uwierzyć juz w niego... nie mówiąc nawet o NAS... Trochę żałuję że nie pisałam tu o nim wcześniej... że mimo problemów sercowych otaczało mnie swego rodzaju szczęście które mimo wszystko doceniłam dopiero po stracie. Żałuję ze nie opisałam jego oczu, jego dotyku, jego śmiechu który przy mnie był szczery aż do bólu. Żałuję że nie opisałam jak się czułam w jego ramionach... jak się czułam gdy tak nieśmiałe powiedział mi że mnie kocha... Żałuję że nie opisałam jak się czułam gdy dowiedziałam się że całował się z moją koleżanką (choć nigdy nie byłam jego "dziewczyną"). Żałuję że nie opisałam jak się czułam przy naszym pierwszym pocałunku... (Był dziwny i chyba średnio na miejscu) Ale gdybym to wszystko opisała to byście wiedzieli... wiedzielibyście że to co nas łączyło to nie miłość kochanków(próbowaliśmy i tego)... Choć byliśmy dla siebie kimś więcej niż przyjaciółmi nigdy nie byliśmy parą... i ja tego nie umiałam pojąć ale gdybym zaczęła to opisywać na bieżąco ? Kto wie... może wszystko potoczyłoby się inaczej...




Dodaje tą piosenkę co jakiś czas... ale too bardzo ważna piosenka dla mnie...

niedziela, 23 czerwca 2013

(*)

Pełno sprzecznych emocji i uczuć... Boję sie ze wspomnienia kiedyś wyblaknął mimo ze jestem pewna że będą dręczyć mnie już całe życie... ale chciałabym pamiętać KAŻDY szczegół... każdy ruch... Czasem chyba wolałabym zakopać sie w przeszłości i nigdy nie wychodzić... Zostać tam całą wieczność. Czuć sie bezpieczną i kochaną. W tym co tak dobrze znam (a raczej znałam...) Chciałabym jeszcze przez kilka chwil czuć ze to co posiadałam było tak bardzo prawdziwe jak wtedy mi się wydawało...
Często widze jego twarz... śni mi sie i nie mam odwagi nawet powiedzieć ze tego nie chcę. Chce czuć ze jest blisko. A skoro może być tylko we śnie ? To będę śnić puki mi na to rozum pozwoli. Jestem odważne i żyję... a staram sie robić to tak jak zawsze tego chciałam... tyle ze w nocy żadna z podjętych decyzji nie zmieni faktu ze GO nie ma. Ciekawe czy mi to przejdzie... znowu sprzeczność. Chciałabym o nim zapomnieć tak bardzo jak chce pamiętać WSZYSTKO. Nie byo między nami jakiejś chemii czy czegoś w ten deseń ale to co nas łączyło było o wiele ważniejsze. I gdyby ktoś sie wtedy zapytał to dałabym sobie rękę obciać za to ze zawsze będziemy obok siebie. Stać za soba murem i zawsze w siebie wierzyć. A dziś chodziłabym bez ręki... Teraz wakacje... Nie będę musiała na niego patrzeć przez całe 2 miesiące i tutaj znowu... z jednej strony sie cieszę że nie będzie tego bólu związanego z tym ze muszę na niego patrzeć codziennie na lekcjach, ale z drugiej strony aż mi serce krwawi bo nigdy nie mieliśmy takiej długiej rozłąki. Kiedyś nie umiałam weekendu sama przeżyć a teraz? Miesiąc juz go niema i na dodatek (jeśli oczywiście dożyję do końca życia) będę egzystować tak do końca... Bez mojego najlepszego przyjaciela.





poniedziałek, 17 czerwca 2013

...

Dzisiaj nadszedł czas na podejmowanie decyzji... no cóż.
Minął pierwszy miesiąc mojej samotności i ku mojemu zdziwieniu świat się nie skończył, niebo nie spadło nikomu na głowe a wszystko jest na tym samym miejscu na którym było jeszcze dwa dni temu. Dziwne... Oczywiście przepłaciłam ten dzień łzami bo jak na ironie losu rodzice zabrali mnie tam gdzie podjęłam z NIM decyzję o "wspólnym życiu". Siedziałam i nie mogłam powstrzymać narastającego we mnie żalu i niepohamowanego gniewu... Patrzyłam na siedzenia na których świadomie poznawaliśmy się poprzez godziny rozmów i wiedziałam mnie i JEGO jakieś pół roku wcześniej. Byliśmy szczęśliwi i tacy szczerzy. Nasza relacja była po prostu piękna i mogłoby sie wydawać że  nikt nie jest w stanie jej zachwiać.
Ale wracając do dzisiejszego podejmowania decyzji... Słońce mocno świeciło, w uszach miałam słuchawki... W trakcie jakże uroczego i samotnego spaceru (w drodze do dentysty) z dobrą muzyką... stwierdziłam ze mimo wszystko słońce świecić nie przestanie a moje problemy i cierpienie tak naprawdę dla świata nie znaczą nic więc mogę sobie akurat dzisiaj odpuścić. Tak sobie szłam i szłam zachwycając się "innym" światem. Niemym światem (lubię oglądać świat gdy w moich uszach głośno gra muzyka). I zdałam sobie sprawę że czas pozamykać pewne "przymknięte rozdziały". Czas pokazać ta nową odwagę nie tylko ludziom ale i samej sobie. I podjęłam jedną z najważniejszych decyzji pokazując że nie tylko proszę o to żeby ktoś szanował mnie i mój czas ale też to ze ja sama szanuję siebie, mój czas i moje życie. I spokojnie mogę powiedzieć SPIERDALAJ ludziom którzy tego nie rozumieją. Bo kiedyś to ludzie byli dla mnie najważniejsi a teraz najważniejsza jest dla mnie moja osoba. Przynajmniej do tego dążę.


środa, 12 czerwca 2013

Inna.

Wracając do życia... Gdy znajdę się między ludźmi jestem silniejsza niż zawsze, odważniejsza. Czuję że mam władzę i wiem że to raczej ta ciemna strona mocy przed którą sie długo broniłam. Chyba im mniej mam do stracenia tym bardziej potrafię zluzować. Potrafię się "bawić", nie przejmować sie ludźmi. Mam wyjebane i jest mi z tym dobrze. Osoby których zachowanie mnie zazwyczaj w jakiś sposób dotykało przestały robić na mnie większe wrażenie. Otworzyłam się... nie boję sie powiedzieć co myślę i jak widzę pewne sprawy... Przestałam sie przejmować i nie jest dla mnie kłopotem powiedzieć do kogoś ze jest po prostu pierdolnięty (jeśli taki jest) Wszystko co fałszywe wyrzuciłam. Stałam sie kimś innym i narazie choć przerażam czasem samą siebie chyba to jest mój nowy sposób na znalezienie własnego ja. Co innego gdy kładę sie spać... wtedy rany które goić sie zaczną za długi, długo okres czasu pieką mnie i nie dają spać... Porządna dawka tabletek nasennych i jest po kłopocie. A teraz najważniejsze to robic tak by problemów i kłopotów nie było bo trzeba żyć!



niedziela, 2 czerwca 2013

Ludzie zawodzą

Pięć lat wspólnej wędrówki... Zaufania i miłości... Żeby wszystko skończyło się tak po prostu... Mało wiarygodne ale bardzo (aż za bardzo) prawdziwe. Miałam jeszcze nadzieję i żyłam nią każdego dnia tracąc umiejętność samodzielnego oddychania. Aż wreszcie doszłam do siebie i postanowiłam ze to naprawię. Bo kto jak nie ja ma się o NAS starać? Tyle że po jego ostatnich słowach jestem przekonana że nie warto się poniżać tylko po to żeby żyć jeszcze przez parę tygodni w tak obłudnej nadziei na lepsze jutro, na odbudowanie TEJ jednej, konkretnej przyjaźni która była dla mnie prawdziwsza niż cokolwiek innego na świecie. Mogą mówić że jeśli przyjaciel odchodzi to nim nie był i ja sama też mam czasem ochotę wykrzyczeć mu w twarz że to najprawdziwsza prawda ale tak nie jest. Czułam się bezpieczna, kochana i doceniana... ufałam mu jak nikomu innemu na świecie i przez tyle czasu był dla mnie przyjacielem, mężczyzną i bratem. To była prawdziwa przyjaźń ale niestety... dostałam bardzo brutalną lekcje od życia ze ludzie zawodzą... nawet Ci najbliżsi... że nie można pod żadnym pozorem ufać komukolwiek bezgranicznie, że zawsze trzeba być przygotowanym na najgorsze. Przykro mi że przez sytuacje ostatnich tygodni resztę mojego życia będę się zastanawiać kto mnie zawiedzie i czy osoba której powierzam cokolwiek zrani mnie teraz czy za jakiś czas.

Takie chwile, sytuacje i zdarzenia to operacje nie na jednym a na dwóch otwartych sercach... Uważam ze jeśli między ludźmi rodzi się tak poważna i zażyła relacja to Ci ludzie są za siebie w jakiś sposób odpowiedzialni... Nie można zostawiać przyjaciół tak po prostu... Z dnia na dzień... Bez wyjaśnień... (choć  bezsensowne wyjaśnienia które przyszły z czasem były chyba bardziej bolesne niż ich brak)