Coś trzeba zrobić.. coś zmienić. Musze wyjechać! Muszę się stąd wynosić najszybciej jak się da. Muszę sobie wszystko poukładać z dala od mojej "cywilizacji". Może poznać inną? Nową? Nie mogę tu wytrzymać. Powietrze pachnie sfermentowaną przeszłością i gnijącą teraźniejszością. Nic sie nie dzieje co powoduje we mnie napady zmęczenia i melancholii. Musze się zaszyć gdzieś daleko. Wziąć ze sobą stertę książek i zrobić coś dla siebie. Nie chcę sprzątać w domu i gotować dla wszystkich domowników tylko dlatego że skończyłam szkołę. Nas w domu jest 7... to nie jest takie sobie sprzątanie czy tez gotowanie dla trzyosobowej rodzinki. To nie są 4 kartofle do obrania tylko 44... Na dodatek mój chłopak. Muszę sobie przemyśleć sprawy sensu naszego związku. Kocham go ale miłość to nie wszystko. Może czas zacząć wszystko od nowa ? Na poważnie i naprawdę. Od dobrej strony... poznanie, randki, rozmowy, wyjazdy. Pragnę akcji! W środę mam ostatnią maturę, w sobotę wyprawiam urodzinki... a w poniedziałek? W poniedziałek chce być co najmniej 100 km od mojego otoczenia i tak też zrobię.. wyjadę do mojej chrzestnej z rowerem, olbrzymią ilością książek i ukochanym laptopem na którym piszę moje dziwne wywody. I zostawię ten syf tu czekając aż sam sie ułoży. Mam tylko nadzieje ze wszystko wypali. Dobrze mi zrobi zmiana otoczenia.
poniedziałek, 26 maja 2014
niedziela, 25 maja 2014
Szał !
Niby wszystko świetne fajnie ale kurcze... ile można ?? Ja wiem, ze mój chłopak mnie bardzo kocha i wgl ale błagam... trochę luzu!
Od ponad 7 miesięcy spędzamy ze sobą każdy dzień... (nie przesadzam!) Zdarzyło się może z 8 dni osobno... i wydaje mi się że i tak przesadziłam z liczbą "osiem". Od niejednej dziewczyny słyszałam że mi zazdrości... że też chciałyby tak często widywać swojego faceta. Nie ma niczego gorszego! Ale żeby to było wszystko to jeszcze jakoś bym przeżyła... Do tego są ciągłe sms... i telefony... Jak wchodzą na fb to zawsze jest pytanie czy z kimś piszę ... To wszystko zaczyna sie robić chore a ja zamiast coraz większej miłości czuję coraz większe zmęczenie i frustracje. Czasem jak o tym wszystkim myślę to aż mnie kurwica bierze... Może jednak miłość to nie wszystko ??
Dzisiaj wpadłam w szał !
Nie dość, że opuścił mój dom jakąś godzinę wcześniej to zadzwonił i zapytał się gdzie jestem choć prawda jest taka że od 7 miesięcy nigdzie sama nie wyszłam i on o tym wie... to jeszcze niedawno zrobił mi scenę, że częściej myślę o innym kolesiu (?) Przecież to jest jakiś absurd ! Aż nie mogę się uspokoić...
A tak z innej beczki to dostałam 73% z matury ustnej z angielskiego i wcale ale to wcale nie jestem z siebie zadowolona... zjebałam po całości! A w środę ustna z polskiego... A prawda jest taka ze jeszcze pracy nie napisałam nawet... coś tam zaczęłam ale nie mam weny żeby skończyć... i jak tu znaleźć mobilizację gdy presja czasu już nie działa ??
Od ponad 7 miesięcy spędzamy ze sobą każdy dzień... (nie przesadzam!) Zdarzyło się może z 8 dni osobno... i wydaje mi się że i tak przesadziłam z liczbą "osiem". Od niejednej dziewczyny słyszałam że mi zazdrości... że też chciałyby tak często widywać swojego faceta. Nie ma niczego gorszego! Ale żeby to było wszystko to jeszcze jakoś bym przeżyła... Do tego są ciągłe sms... i telefony... Jak wchodzą na fb to zawsze jest pytanie czy z kimś piszę ... To wszystko zaczyna sie robić chore a ja zamiast coraz większej miłości czuję coraz większe zmęczenie i frustracje. Czasem jak o tym wszystkim myślę to aż mnie kurwica bierze... Może jednak miłość to nie wszystko ??
Dzisiaj wpadłam w szał !
Nie dość, że opuścił mój dom jakąś godzinę wcześniej to zadzwonił i zapytał się gdzie jestem choć prawda jest taka że od 7 miesięcy nigdzie sama nie wyszłam i on o tym wie... to jeszcze niedawno zrobił mi scenę, że częściej myślę o innym kolesiu (?) Przecież to jest jakiś absurd ! Aż nie mogę się uspokoić...
A tak z innej beczki to dostałam 73% z matury ustnej z angielskiego i wcale ale to wcale nie jestem z siebie zadowolona... zjebałam po całości! A w środę ustna z polskiego... A prawda jest taka ze jeszcze pracy nie napisałam nawet... coś tam zaczęłam ale nie mam weny żeby skończyć... i jak tu znaleźć mobilizację gdy presja czasu już nie działa ??
niedziela, 18 maja 2014
Po koncercie
Jestem po koncercie ...
Brak słów żeby opisać co to były za emocje... Nigdy nie byłam jakoś nadmiernie wierząca (choć moja mama jest a mój tato był katechetą) Ale to co się tam stało... Wyobraźcie sobie scenę... na niej 220 ludzi z chóru nie wliczając ludzi grających... cały chór śpiewa, wysławiając Boga ... Można mówić co się chce ale słysząc taką muzykę nie można nie wierzyć... To po prostu się czuło... czuło się obecność Boga wśród nas... Był moment w którym cała widownia była wzruszona... nie jednemu leciała łza... az sama z tego wszystkiego się poryczałam(na szczęście stojąc pośrodku ponad 200 ludzi wystarczy ruszać ustami żeby nikt sie nie zorientował, że to akurat TY nie śpiewasz )... Magiczna chwila...
Po jakimś czasie przy żywszej piosence cała filharmonia tańczyła, klaskała, śpiewała... Nie umiem opisać tych emocji... Podejrzewam, że jutro na spokojnie wszystko sobie uporządkuje i opisze co i jak ale teraz jestem świeżo po... własnie wróciłam z Opola i po prostu musiałam napisać... Ale to trzeba przeżyć... być przy tym... inaczej się tego nie poczuje...
Brak słów żeby opisać co to były za emocje... Nigdy nie byłam jakoś nadmiernie wierząca (choć moja mama jest a mój tato był katechetą) Ale to co się tam stało... Wyobraźcie sobie scenę... na niej 220 ludzi z chóru nie wliczając ludzi grających... cały chór śpiewa, wysławiając Boga ... Można mówić co się chce ale słysząc taką muzykę nie można nie wierzyć... To po prostu się czuło... czuło się obecność Boga wśród nas... Był moment w którym cała widownia była wzruszona... nie jednemu leciała łza... az sama z tego wszystkiego się poryczałam(na szczęście stojąc pośrodku ponad 200 ludzi wystarczy ruszać ustami żeby nikt sie nie zorientował, że to akurat TY nie śpiewasz )... Magiczna chwila...
Po jakimś czasie przy żywszej piosence cała filharmonia tańczyła, klaskała, śpiewała... Nie umiem opisać tych emocji... Podejrzewam, że jutro na spokojnie wszystko sobie uporządkuje i opisze co i jak ale teraz jestem świeżo po... własnie wróciłam z Opola i po prostu musiałam napisać... Ale to trzeba przeżyć... być przy tym... inaczej się tego nie poczuje...
Kolejny z pięknych cytatów,
których końca pewnie nie znajdę
przez bardzo długi czas:
"Nie chcę już więcej życia na krawędzi
sprawdzać czy spadnę kiedy zrobię krok
I jak daleko jest za daleko"
~ TGD-23 ~
sobota, 17 maja 2014
Gospel
Dobrze napisana muzyka, wsparta melodyjnym wokalem dwojga wspaniałych, wybitnych wręcz, wokalistów przypomina namiętne chwile (pełne pasji i uczucia) dwóch kochanków. Przypomina to tworzenie miłości w tak bardzo magiczny sposób. I w takim momencie istnieje tylko i wyłącznie niezbity dowód na to, że muzyka jest całym światem... że nic poza nią się nie liczy... Jest w tym intymność która peszy i zawstydza... To coś niesamowitego... dźwięki... piękno, świat, ŻYCIE...
Dzisiaj miałam przyjemność usłyszeć prawdziwą magię... Byłam na warsztatach gospel (już moich trzecich). Nic nadzwyczajnego... uczą nas śpiewać na głosy i wszystko brzmi rewelacyjnie ale to taki standard... i nagle dwóch prowadzących pokazuje nam jak ma brzmieć ta konkretne melodia. Świat się zatrzymał. Coś pięknego.
Jest wiele ludzi którzy mówią, ze muzyka to ich życie i jest to trochę oklepane(może dlatego, że nie do końca w to wierzę... jak osoba która śpiewa... tworzy i gra podejrzewam że ma ona większe znaczenie dla mnie... inaczej ją postrzegam) dlatego nie lubię tak pisać... ale taka prawda... Muzyka to moje życie... Widzę w niej historie... emocje jakie przekazuje ale i ból czy też radość w jakiej mogła zostać stworzona...
Ale wracam do tematu :)
Nagrałam kawałek początku próby tej piosenki o której mówiłam... niestety nie udało mi się nagrać tego magicznego momentu gdyż nie spodziewałam się go zupełnie... no cóż... może jutro to wszystko zgram... :)
I coś więcej o tym napisze :) Chciałam tylko tak na świeżo napisać co myślę :)
Dobranoc :)
Dzisiaj miałam przyjemność usłyszeć prawdziwą magię... Byłam na warsztatach gospel (już moich trzecich). Nic nadzwyczajnego... uczą nas śpiewać na głosy i wszystko brzmi rewelacyjnie ale to taki standard... i nagle dwóch prowadzących pokazuje nam jak ma brzmieć ta konkretne melodia. Świat się zatrzymał. Coś pięknego.
Jest wiele ludzi którzy mówią, ze muzyka to ich życie i jest to trochę oklepane(może dlatego, że nie do końca w to wierzę... jak osoba która śpiewa... tworzy i gra podejrzewam że ma ona większe znaczenie dla mnie... inaczej ją postrzegam) dlatego nie lubię tak pisać... ale taka prawda... Muzyka to moje życie... Widzę w niej historie... emocje jakie przekazuje ale i ból czy też radość w jakiej mogła zostać stworzona...
Ale wracam do tematu :)
Nagrałam kawałek początku próby tej piosenki o której mówiłam... niestety nie udało mi się nagrać tego magicznego momentu gdyż nie spodziewałam się go zupełnie... no cóż... może jutro to wszystko zgram... :)
I coś więcej o tym napisze :) Chciałam tylko tak na świeżo napisać co myślę :)
Dobranoc :)
I bardzo ładny cytat który dziś usłyszałam :
"A ufać to milczeć,
"A ufać to milczeć,
i czekać cierpliwie[...]"
Krzysztof Zajkowski
środa, 14 maja 2014
"Now is good" - Niech będzie teraz
Ostatnimi czasy (czyt. cały rok) mam jazdę na jeden konkretny film... oglądam go stosunkowo rzadko, żeby mi się nie znudził i choć mam już 6 seansów tego filmu za sobą nadal znajduję pewne detale... analizuje, zastanawiam się, podziwiam i płaczę na końcówce (choć przecież w chwili wciśnięcia "play" wiem jakie jest zakończenie).
Jest to film bardzo ważny dla mnie bo nie zdążyłam go obejrzeć z kimś szczególnym. Mam nadzieje, że kocham ten film nie tylko dlatego ze ma ogromną wartość sentymentalną ale też dlatego że po prostu jest dobry choć zapewne patrzę na to zbyt subiektywnie... jednakże polecam każdemu obejrzenie tego filmu... ja go uwielbiam i chętnie usłyszałabym wasze opinie jeśli takowe się pojawią.
To jest piosenka,
dzięki której zapragnęliśmy oboje obejrzeć ten film
(nasza ulubiona wokalistka)
Niestety myśmy się rozstali ale film został
A piosenka okazała się być umieszczona na napisach...
wtorek, 13 maja 2014
Masz babo placek...
Mówiłam nie chwal dnia przed zachodem słońca ?? I masz babo placek... wykrakałam czy coś tam... Po prostu nie wierze w to co sie stało ?? Ciągle towarzyszył mojemu chłopakowi brak ufności w stosunku do mnie przez wzgląd na moje wcześniejsze życie i nawyki... ale pracowaliśmy nad tym choć niejednokrotnie zarzucał mi kłamstwo...Co sie okazało po 7 miesiącach związku ?? Że to ja zostałam oszukiwana... po prostu mnie okłamywał... nie chodzi o inne kobiety czy coś w tym stylu ale na dzisiejszy dzień wierzę tylko w to że mnie kocha i w to że przeprasza... tyle że to może się okazać trochę za mało. W żadne inne słowo już mu nie wierzę... Na początku myślałam, ze to zwyczajna kłótnia jak każda (choć kłócimy się stosunkowo rzadko) Ale ze zwykłej kłótni przeszło w wojnę... postawiłam ultimatum (czego nienawidzę robić bo to wydaje mi się brakiem szacunku dla drugiej osoby ale nie ma innego wyjścia... ) Albo dorośnie i znajdzie pracę albo się pożegnamy... Kamil to jedyna osoba, która zaakceptowała moją depresję i nauczyła się z nią żyć... nie przeszkadza kiedy płaczę i wie, że jeszcze długo nie przestanę tęsknic za swoim przyjacielem... Najgorsze jest to że go Kocham i to mnie tak bardzo wkurwia !
Lista rzeczy wykonanych
Gdzie jest moja ja ??
Zapewne w tym momencie pomiędzy twórczą a destrukcyjną siłą miłości gdzieś w śmiesznym kwadracie gdzie w każdym kącie jest kolejno: Wertera, Kamizelki, Oskara z panią Różą oraz Justyny z Zenonem bo to główne postacie mojej prezentacji ustnej z polskiego którą dopiero zaczynam pisać tak nawiasem mówiąc.
Zapewne w tym momencie pomiędzy twórczą a destrukcyjną siłą miłości gdzieś w śmiesznym kwadracie gdzie w każdym kącie jest kolejno: Wertera, Kamizelki, Oskara z panią Różą oraz Justyny z Zenonem bo to główne postacie mojej prezentacji ustnej z polskiego którą dopiero zaczynam pisać tak nawiasem mówiąc.
Dzisiaj postanowiłam, że na przekór mojemu złemu samopoczuciu postaram się wziąć na chwilę w garść i załatwić pewne sprawy. Tak wiec (wiem... zdania nie zaczyna się od "tak więc" ale co mi tam... przecież mnie za to nie zlinczują) :
1. załatwiłam przyjaciółce korepetycje z niemieckiego które już dawno jej obiecałam,
2. napisałam do mojej byłej nauczycielki śpiewu, ze chciałabym wrócić (już dawno powinnam to zrobić ale nie miałam siły... nadal nie mam ale chyba najtrudniejszy pierwszy krok),
3. wyciągnęłam wszystkie moje piosenki i załatwiłam numer do kobiety która powinna napisać aranżacje do nich,
4. zaczęłam pisać tę ustną maturę...
5. Zaczęłam załatwiać wyjazd do Niemiec do mojej starej znajomej.
Z tego wszystkiego zapomniałam zjeść śniadanie (co mi nie zaszkodzi) i dlatego zjadłam je o 15... za to nie zapomniałam wyjść na papierosa co wypomniał mi ojciec. Dzisiejszy dzień zaliczam raczej do udanych choć jak to mówią : nie chwal dnia przed zachodem słońca, czy tez : nie mów chop za nim nie przeskoczysz...
TAK WIĘC zobaczymy wieczorem :)
Nie lubię takiej muzyki
Ale ta piosenka coś w sobie ma...
Kazała mi się na chwilę zatrzymać więc wrzucam :)
Kazała mi się na chwilę zatrzymać więc wrzucam :)
piątek, 9 maja 2014
...
Tyle rzeczy się wydarzyło przez ostatni rok... Czasem zdarzało mi się napisać coś mądrego ale chyba częściej dodawałam garść tłustych pierdół żeby uspokoić własne ja. Kolory życie zmieniały się od mojego nastawienia i sposobu patrzenia na świat. Ale ten rok był okrutnym. Tyle straciłam... Straciłam takie rzeczy które (wierzyłam) zostały mi dane na zawsze. "NA ZAWSZE"... Teraz wiem ze to pojęcie jest abstrakcją... Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ten rok jeszcze się nie skończył... zostało mi jeszcze 7 dni... tak... trzeba być mną żeby rok zaczynał się 16 maja... Prawda jest taka ze 16 maja ubiegłego roku straciłam wszystko na czym mi zależało i od tamtego dnia ... (od końca życia jakie znałam) W każdy ranek siadam na łóżko i nie wiem czy to dobrze czy źle że kolejny raz otworzyłam rano oczy... Kiedyś nie spodziewałam sie że cierpienie jest tak namacalne... To cierpienie które mi towarzyszy przez ten rok stało się moim przyjacielem... pryzmatem przez który patrze na świat. Już nie jestem tak mądra. Zauważyłam i uwierzyłam w kruchość życia i rzeczy/ludzi/relacji nas otaczających.
Próbowałam leczyć moja piękną zdiagnozowaną już depresję ale się poddałam. Chyba wolałam się z nią zaprzyjaźnić... i tak sobie żyjemy we dwie... Ja i moja ukochana depresja. Życie zrobiło się szare ale przecież ja kocham szarości. Chyba szczęście mi nie służy.
Mam swoje marzenia ale nie mam siły żeby je realizować... chyba boję się porażki. Ja wiem że jeśli nei spróbuję bo nigdy nic mi się nie uda ale strach przed przegraną jest większy... Boję się że mogę zawieść rodziców. Mówiąc, że chcę coś osiągnąć a potem się poddając. Nie wiem czy mam na tyle siły.
Już po podstawach pisemnych matury... napisałam i podejrzewam, że zdałam ale w tym momencie czekają mnie 4 miesiące czekania na coś nowego... studia. Z jednej strony chciałabym wyjechać daleko stąd... z drugiej zostać w łóżku do końca życia i nie musieć podejmować żadnych decyzji. Bo decydowanie przyszłości jest ryzykowne.
Próbowałam leczyć moja piękną zdiagnozowaną już depresję ale się poddałam. Chyba wolałam się z nią zaprzyjaźnić... i tak sobie żyjemy we dwie... Ja i moja ukochana depresja. Życie zrobiło się szare ale przecież ja kocham szarości. Chyba szczęście mi nie służy.
Mam swoje marzenia ale nie mam siły żeby je realizować... chyba boję się porażki. Ja wiem że jeśli nei spróbuję bo nigdy nic mi się nie uda ale strach przed przegraną jest większy... Boję się że mogę zawieść rodziców. Mówiąc, że chcę coś osiągnąć a potem się poddając. Nie wiem czy mam na tyle siły.
Już po podstawach pisemnych matury... napisałam i podejrzewam, że zdałam ale w tym momencie czekają mnie 4 miesiące czekania na coś nowego... studia. Z jednej strony chciałabym wyjechać daleko stąd... z drugiej zostać w łóżku do końca życia i nie musieć podejmować żadnych decyzji. Bo decydowanie przyszłości jest ryzykowne.
I miss you...
czwartek, 8 maja 2014
Incydent
Izabella Meyer
Incydent
Bóg przywrócił mi rozum
na Brodway Road.
Wyrzygałam Cię.
późnym popołudniem ostatniego dnia roku
fontanną sfermentowanych nadziei
gorzką treścią Twoich słów,
kawałków spojrzeń
i resztek uśmiechów...
A kiedy wyplułam sny
wstałam z kolan Nieprzemakalna
I odeszłam lżejsza nie patrząc za siebie.
Zostawiłam plamę
niestrawionego pokarmu mojej duszy.
Toksycznego wspomnienia
którego organizm nie zatrzymał.
Nie opowiem nikomu
O wstydliwym efekcie
nadmiernego apetytu na miłość.
Incydent
Bóg przywrócił mi rozum
na Brodway Road.
Wyrzygałam Cię.
późnym popołudniem ostatniego dnia roku
fontanną sfermentowanych nadziei
gorzką treścią Twoich słów,
kawałków spojrzeń
i resztek uśmiechów...
A kiedy wyplułam sny
wstałam z kolan Nieprzemakalna
I odeszłam lżejsza nie patrząc za siebie.
Zostawiłam plamę
niestrawionego pokarmu mojej duszy.
Toksycznego wspomnienia
którego organizm nie zatrzymał.
Nie opowiem nikomu
O wstydliwym efekcie
nadmiernego apetytu na miłość.
Ale to był tylko INCYDENT
Nic więcej nie można tu dodać...
"Wyrzygałam Cie [...]
fontanną sfermentowanych nadziei
gorzką treścią Twoich słów,
kawałków spojrzeń
i resztek uśmiechów[...]
Zastawiłam plamę
Niestrawionego pokarmu mojej duszy[...]"
Mogę tylko tęsknić i płakać...
Modlić się o zabliźnienie dawnych świeżych ran.
Subskrybuj:
Posty (Atom)