Nie miała już nic... Zdała sobie sprawę że wszystko co miała do
stracenia bardzo dawno temu już straciła. Całe swoje dotychczasowe życie
okazało się śmieszną iluzją. Straciła wszystko z własnej lub z cudzej
inicjatywy bo bywało różnie... czasem sama doprowadzała do zniszczenia
części siebie tylko dlatego ze ktoś bardzo subtelnie ją do tego
nakłaniał. Straciła serce, miłość, przyjaźń, człowieczeństwo, emocje,
uczucia, straciła samą siebie. Stała się pustą skorupą. Przestała
walczyć z ludźmi którzy kiedyś byli dla niej zagrożeniem. Bo po co ? Nie
da się ranić człowieka bez serca... Przestała walczyć o siebie. Nie
potrafiła rozmawiać, skupić się, uczyć się, przebywać,funkcjonować,
żyć... Jedyne co robiła to oddychała i nawet to nie przychodziło jej z
łatwością. Zawsze była przy niej muzyka, która również znalazła sobie
innego towarzysza. Została sama, brakowało jej wszystkiego...
jakiejkolwiek relacji. I nagle zjawił sie ktoś... zwykły znajomy, który
bardzo wolno stawał się kimś więcej. Ze zwykłego znajomego awansował na
''kolegę'', później zaczął ją poznawać (choć tak naprawdę nie było już
czego)... zaczął jej pomagać. Trzymał ją (świadomie lub nie... może
zdawał sobie sprawę że sama stać nie umie... że musi sie od początku
nauczyć żyć) Wypełnił ją sobą choć oboje nie mieli o tym pojęcia. Stał
sie jej bratem... przyjacielem. Był z nią wszędzie i zawsze. Przestawała
czuć sie pusta... Pozbierał jej połamane i zdeptane serce. Obiecał że
razem je posklejają po czym w nim zamieszkał. Stworzyli ''relacje''
której ona tak bardzo potrzebowała. Poczuła szczerą bezinteresowną
miłość którą widziała w jego oczach. On się nią opiekował. Czuła się
przy nim bezpieczna. Wiedziała że chłopak zrobiłby dla niej wszystko.
Ale co potem ? Uzależniła się... jeden jego gest i spadnie niżej niż
poziom z którego poprzednio ją pozbierał. Zaczęła się bać. Ale zaczęła
wbrew sobie również kochać. Bo przyjaźń to jakiś tam rodzaj prawdziwej
najszczerszej miłości.
Napisałam to 16 stycznia.
Nie opublikowałam...
Wiecie co sie stało z tą dziewczyną ? W marcu już wiedziała ze ten przyjaciel to ktoś dużo więcej niż "tylko" przyjaciel. Odżyła i nareszcie mogła żyć pełnia życia... Zaczęła sie delikatnie oddalać od niego mówiąc sobie ze boi sie przywiązania. Znalazła sobie nowych "znajomych" związała sie bliżej ze swoja przyjaciółką. Aż wreszcie nie wiadomo skąd ten chłopak ją porzucił i choć ona wykreowała sobie namiastki samodzielnego życia w jednej chwili wszystko się załamało. Ta dziewczyna od bardzo dawna nie musiała żyć sama... Nie wiem czy ona jeszcze to potrafi... I brak jej słów by opisać tą głośną ciszę która wokół nich krąży...
AlterEgo ;>
OdpowiedzUsuń