Czy wy też w tej nucie dostrzegacie desperackie wołanie o pomoc ?
Między cynicznymi słowami da się wyczytać rozpaczy i ból.
A możne jestem przewrażliwiona na punkcie takich rzeczy...
Chciałabym powiedzieć ze jeżeli kobieta milczy to robi to z reguły głośno i dobitnie nie bez powodu nawet jeśli twierdzi ze wszystko jest ok... A jeśli mówi że teraz wszystko jest tak jak być powinno to znaczy ze wszystko sie wali... Weźcie to pod uwagę...
W samotności pomiędzy wszystkimi ludźmi którzy mnie otaczają i wciąż czegoś ode mnie chcą ... Czasem mam dość. Kiedyś za wszelką cenę chciałam być niezależna i wolna. Teraz mam więcej wolności niż bym tego autentycznie chciała. Można się uwolnić od wolności ? Tylko że już chyba jestem od niej uzależniona... Chcę sama decydować o swoim życiu a jednocześnie potrzebuję kogoś kto pokaże mi gdzie iść może nawet z kim(?). Takie sprzeczności nie dają mi spokoju...Takie sprzeczności gdzieś we mnie tkwią i mną miotają. Chciałabym dać wszystkim ludziom szczęście. Dzielić sie uśmiechem i być przy tym sama szczęśliwą. Tyle ze sama tego uśmiechu znaleźć nie umiem a co dopiero obdarowywać nim innych. Gdy idzie się ulica przez miasto to widać... mało kto się uśmiecha... Czy ludzie są szczęśliwi ? Czy w naszej społeczności jest coś takiego jak szczęście ? A możne sami szukamy sobie problemów ? Może po prostu lubimy być nieszczęśliwi... ?
Tak całkiem z innej beczki... Oczywiście temat rzeka i jesteś świadoma że nie ma jednoznacznej odpowiedzi ale jestem też ciekawa co wy o tym myślicie ... Istnieje przyjaźń damsko-męska? Temat wałkowany chyba od początku ludzkości... mam swoje zdanie na ten temat aczkolwiek są dni gdy myślę inaczej... Powiedzmy ze jestem pewna że nie istnieje tyle że jest możliwość że się mylę (?)
Kiedyś trzeba powiedzieć sobie dość... tylko kiedy ? Czasem nie wiem co jest rzeczywistością a co dzieje się naprawdę ... Czy uczucie jest prawdziwe czy to tylko nasze urojenia... Nie wiem już czy to miłość czy może tylko wybór... Do tego wszystkie romanse... Jak długo można prowadzić otwarty związek i być wiernym swojej miłości ? Swoim wyborom ? Właśnie tego nie wiem ... Czuję się zagubiona i mam wrażenie że z dnia na dzień gubię się coraz bardziej i nawet już nie jestem pewna czy ja wgl chcę się odnaleźć ... mam takie dni kiedy potrzebuje żeby ktoś po prostu przy mnie był ... czasem chce z kimś rozmawiać godzinami... Są chwilę kiedy pragnę czułych pocałunków, delikatnego dotyku dłoni... a jeszcze kiedy indziej potrzebuję faceta który będzie się zachowywał jakbym była jego własnością .. Żałuję ze nie może być to jeden człowiek... Że ten jedyny nie może być wszystkim tym czego potrzebuję :(
Nie może (?) A może nie chce ... (?)
Brnę coraz bardziej... coraz szybciej w świat w którym nie powinno mnie być a jestem w nim cała i tam jest wygodne... genialne wręcz wolne miejsce dla mnie ... Może nie jest moje ale zaczynam pasować do tego wszystkiego idealnie...
Szaleć to szaleć ale gdzie są jakieś granice ? Kto powie mi dość? Czy za jakiś czas będzie osoba która jeszcze dziś ma siłę/moc by to wszystko przerwać... zakończyć (?)
środa, 17 kwietnia 2013
Za dwa dni koncert ! Czekam na niego od początku grudnia :) Wcale nie dlatego ze uwielbiam Ellie Goulding bo jak dla mnie dziewczyna jest bez większej rewelacji ale ... Jadę na ten koncert z NIM :)
Jeśli jego jakieś malutkie marzenia mogą się spełniać dzięki mnie to i ja czuje się w jakiś sposób spełniona. Miałam takie szatańskie i skomplikowane plany na ten dzień (stwierdziłam że albo mnie pocałuje albo nic już z nas nigdy nie będzie) a tu wszystko tak dobrze się ułożyło ze nie muszę już nic planować :) Czasem to wszystko mnie zadziwia i zaskakuje...
Żyję jakby na pół jawie... wiem że się obudzę... wiem że powinnam cierpieć... właśnie teraz, ale nic takiego się nie dzieje... może przekroczyłam pewne granice ? Może już bardziej się nie dało więc moje serce to po prostu to wszystko olało ? Bo to nie jest tak ze przestałam wraz z cierpieniem czuć miłość czy radość... Może nauczyłam się żyć bez niego ? Jeszcze wczoraj chciałam żeby za wszelką cenę został przy mnie a dzisiaj już jestem zakochana w kimś innym... Jak to możliwe? Pomyliłam uczucie wiecznego strachu o swoje stargane uczucia z miłością ? Tak bardzo się bałam że on mnie zniszczy że nawet nie wpadłam na pomysł ze tak naprawdę można go po prostu zostawić... Teraz czuję się bezpieczna... Wiem że jestem na właściwym miejscu z właściwym człowiekiem. Ze moja dłoń jest w tej jedynej dłoni. Ci którzy mnie znają wiedzą że rzadko bywało tak że kochałam i byłam z jednym mężczyzną jednocześnie... Tak naprawdę to nigdy tak nie było, przecież darzyłam prawdziwym uczuciem tylko jednego człowieka jak do tej pory i nigdy z nim nie byłam... a tu nagle zdałam sobie sprawę z tego ze ta miłość nie była tym czego potrzebowałam ... niektórzy mówią ze potrzebuje kogoś kogo będę mogła kochać tylko z daleka ale wcale tak nie jest. Więc zerwałam każdy romans jaki do tej pory mi towarzyszył. Na rzecz miłości którą razem zbudujemy.
Jeszcze niedawno miałam problem z określeniem czego tak naprawdę chcę ... Czy faceta którego kochałam tak długo... Czemu wciąż towarzyszyły łzy, strach przed utratą i jednoczesne wciąż towarzyszące mi uczucie straty i nienawiści... niespełnionego marzenia... wieczne cierpienie... Czy człowieka przy którym czuję sie bezpieczna... ufam mu... czuję ze mu na mnie zależy i czuję się kochana , widzę że wszystko sie rozwija... Jeśli na mojej twarzy występują łzy to są to łzy radości i wzruszenia... I zaczynamy świadomie budować uczucie na fundamentach prawdziwej niczym nie zachwianej przyjaźni (były lepsze i gorsze dni ale wszystko przetrwaliśmy)
Więc wybór choć nie powiem ze łatwy, był oczywisty. I tego mi było trzeba... dokonać wyboru i dokonać go tak żebym to ja nareszcie była szczęśliwa.
Pewien mądry człowiek całkiem niedawno powiedział mi że właściwego wyboru nie ma... ze zawsze ktoś będzie cierpiał i że ja sama w jakiś sposób też poczuję stratę ale jeśli nie podejmę tej decyzji to będę do końca życia tego żałować. Mogę czekać na któregoś z nich i wziąć tego który pierwszy okaże mi miłość tyle że potem do końca życia będę wiedziała że ten wybór nie był mój tylko któregoś z nich. I zawsze będę się zastanawiała co by było gdybym poczekała jeszcze trochę. A ja tak nie chcę. Chcę żeby wszystko było moim wyborem i moją decyzją i chcę wierzyć ze wszystko co wybiorę będzie dyktowane moim sercem.
Jest jeden jedyny lek który mnie odrywa od tego wszystkiego... Choć chora, zasmarkana i ogólnie rzecz biiorąc nie do życia... Choć mam dziwne wrażenie że po tej całej sytuacji oddalimy się od siebie bądź co bądź... (moze jego podświadomość będzie obwiniać mnie za kłopoty z dziewczyną ?)Może będzie gorzej... lepiej ... inaczej (?)
Lecz wiem gdy patrze na swoją dłoń w Jwgo dłoni ... gdy widze jak nasze palce się splatają ... Czuje że to jest właśnie to ... że przeciez mogę to wszystko zostawić ... Że mogę to wszystko ogarnąć a moje serce przestanie cierpieć i będę szczęśliwa nie z tamtym tylko właśnie z nim(z moim najlepszym przyjacielem... z moją podporą i z moja miłością) . Gdy zaczął mnie smyrać po ręce straciłam mozliwość racjonalnego myślenia... (to chyba było dość zabawne ale nie umiałam sklecić nawet jednego prostego zdania) więc taka chora i zasmarkana zamknęłam oczy i leżałam a on trzymał mnie za dłoń... tak po prostu. Tak bardzo go kocham... moze to inna miłość ... moze jeszcze raczkuje ale ta więź przetrwa wszystko... ta miłość nie ważne w co sie przerodzi ale zawsze będzie niezniszczalnym uczuciem... Mogłabym tak zostać na wieki... zajebista muzyka... ja i on ... I czuje że moje mijsce jest przy nim a celem mojego życia wcale nie jest cierpieć z braku tamtej śmiesznie małej miłości tylko być szczęśliwą u boku tej nowej która mimo tego że jest w trakcie dojrzewania już jest silna i dobra... pokrzepiająca a nie raniąca...
Nie wiem co napisać... czy są jakieś odpowiednie słowa które by opisały jak się czuję ? Potrzebuje liter które ułożą się tak by to wszystko określić... A litera to przecież tylko graficzny znak... Coś ustalonego... litera sama w sobie nic nie znaczy...
Ale jak mam inaczej nazwać moje łzy które jeszcze wczoraj suszył całkiem przyjemny, wiosenny wiatr ? Szłam tak bardzo zapłakana... każdy krok poruszał serce które z każdą łzą rozpadało się na drobniejsze części... To zaskakujące że jeden całkiem przeciętny człowiek może spowodować takie spustoszenie w moim sercu... w głowie i w moim organizmie... To wszystko w swoim pozornym skomplikowaniu jest tak proste... Wystarczy odpowiedzieć sobie na jedno pytanie ... "Czego ja/ty tak naprawdę chcę?" Ja wiem że nie ma z tej sytuacji takiego rozwiązania żeby nikt nie cierpiał... Ty masz wybrać... ONA (twoja dziewczyna... kochasz ją... jest dla Ciebie najważniejsza) i JA (Tak konkretnie to jestem dla Ciebie nikim) Powiem szczerze... jeśli MUSISZ wybierać to wybór jest prosty... nie rozumiem twojej dziewczyny ale też nie muszę jej rozumieć ... nie mieszam się w wasz związek bo jeśli to coś naprawdę poważnego, ona daje Ci szczęście i wyobrażasz sobie dalsze życie właśnie z nią to wybór powinien być prosty... Nie ma nawet 0,5 % szansy ze się we mnie zakochasz więc nie jestem żadną konkurencją dla niej... co również oznacza ze nie powinieneś mieć problemu z wyborem...(miłość a kulejąca, upośledzona wręcz relacja której nikt nie umie nawet nazwać) Wiem ze będziesz to czytał... Jeśli nie ma wyjścia to zrób to co konieczne... Ja to przełknę... musisz się liczyć z tym ze to będzie wybór ostateczny... Tu nikogo nie zadowolisz... Cokolwiek nie zrobisz... czegokolwiek byś nie wybrał co najmniej 2 osoby będą cierpieć więc zrób to co będzie dobre po prostu dla Ciebie... to co będzie dla Ciebie lepsze... ja pogodzę się ze wszystkim ... w końcu to twoje życie ... Ona też powinna to zrozumieć w końcu Cię kocha i również chce dla Ciebie jak najlepiej...
Powodzenia...
Porwałam sie na spektakularną rzecz... "Przeczytam mojego bloga" I wiecie co ? Przeczytałam... zajęło to odrobinę więcej czasu niż przypuszczałam i wylałam morze łez czego się kompletnie nie spodziewałam... Jestem innym człowiekiem... pisałam tu o wszystkim czego pragnę... co mnie boli a co uszczęśliwia... Sam powód założenia bloga był pomysłem zdesperowanej gówniary która nie umiała powiedzieć prosto w oczy pewnemu chłopakowi co czuje a i dlaczego tak sie czuje... Ten chłopak był dla niej wszystkim... Marzyła o nim nie zdając sobie sprawy że on jest jedyną rzeczą która ją trzyma przy życiu... Jedyną osobą dla której oddychała... Pisała o tym i tak rozpaczliwie błagała go o to żeby dawał z siebie więcej... Żeby był przy niej bo przecież tylko przy nim ona żyła pełnią życia... uśmiechała sie ... była szczęśliwa i budziła się rano z nadzieją ze go zobaczy... I wiecie co sie stało? On ją zabił zostawiając ją samą sobie... tak po prostu... Każde silniejsze uczucie można wyczytać na tym blogu... Przestała pisać do niego... zaczęła pisać dla siebie i po śmierci tej naiwnej dziewczyny która marzyła tylko o jednym urodziła się dojrzała kobieta która wie czego chce (mimo ze czasem się gubi... płacze i cierpi... wiele nie rozumie i dużo rzeczy ją przytłacza) Ale nareszcie żyje sama dla siebie... moze jeszcze z dnia na dzień i upada... ale żyje już nie kreowana przez innych żyje tak jak chciała... I jest silniejsza niż dotychczas. Teraz przed tą kobietą stanęło nowe wyzwanie... Pójść do tego chłopaka i zacząć z nim żyć bez jakiegokolwiek uzależnienia i uczuć. Bo tylko tak zniszczę tą chorą więź między wspomnieniami poprzedniego życia a tym chłopakiem. Czas zapoznać go z silną dojrzałą kobietą :)
Brawo... Głupia cipa... gdyby się zastanowiła wiedziałaby ze przestałam o nim myśleć(przecież nie utrzymuje z nim kontaktów)... aż to teraz... była tak zazdrosna że do nie napisała żebym trzymała się od niego z daleka a ja już zaczynałam układać sobie życie i jakby nie patrzeć po długim czasie ciszy to ona sprowokowała nas do kontaktu... Jest sama sobie winna. Gówniara... ma z 15 lat i myśli że jest nie wiadomo kim... Jakie ona ma prawo mi zabraniać utrzymywać z nim kontakt? Ja go już KOCHAŁAM gdy ta jeszcze biegała po podstawówce a teraz mi głupia cipa będzie pisać że sobie czegoś tam nie życzy. Niech się pierdoli!